Profesor Andrzej Zoll ogłosił na czołówce „Gazety Wyborczej" („Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym", 21–22 listopada) koniec państwa prawa. Werdykt kategoryczny: w Polsce państwo prawa skończyło się 20 listopada, z chwilą podpisania przez prezydenta nowelizacji ustawy o TK. Tyle tylko, że wskazana przez profesora data ma niewiele wspólnego z prawdą, a większość zaprezentowanych przez niego argumentów bazuje na co najmniej wybiórczej analizie ustawy zasadniczej i dobieraniu zasad interpretacyjnych pod z góry upatrzoną tezę.
Profesor ostrzega
Zmiana ustawy o Trybunale Konstytucyjnym stała się pretekstem do rozpętania hałaśliwej nagonki prowadzonej pod sztandarami obrony zagrożonych fundamentów państwa prawa. Doniosły w tym chórze jest głos najbardziej rozpoznawalnego przedstawiciela prawniczego establishmentu minionego ćwierćwiecza, profesora Andrzeja Zolla. W wywiadzie, którego udzielił „GW", zabrakło nie tylko racjonalnych argumentów prawniczych, ale i bezstronności w ocenie prawa. Nowelizacja ustawy o TK dała prof. Zollowi asumpt do diagnoz o dramatycznej wymowie. Zmiany w ustawie o TK oznaczają, że „wracamy do PRL" (w innym wywiadzie udzielonym „GW" prof. Zoll nazywa skargę grupy posłów PiS na przepis ustawy o TK „orbanizacją Trybunału"). Ale niedługo będzie jeszcze gorzej: zdaniem Zolla „będziemy żyli w systemie totalitarnym". Tezy te są wręcz karykaturalne, a ich uzasadnienie prawne nader wątłe. A ostrzeżenia przed totalitaryzmem w kontekście zamieszania wokół TK w ustach prof. Zolla brzmią jak slogany pozbawione znaczenia.
Zacznijmy od poglądu, że zmiana ustawy o TK to „uzurpacja Sejmu". Ostatni raz, gdy zaglądałem do słownika, „uzurpacja" oznaczała bezprawne zagarnięcie władzy. Od kiedy to legalnie wybrany Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, uchwalając w trybie przewidzianym przez konstytucję ustawę, jest „uzurpatorem"? Niekwestionowaną przez nikogo i podstawową kompetencją legalnie ukonstytuowanego parlamentu jest działalność prawotwórcza. Elementarz konstytucyjny. I żadna ustawa nie została spod tej kompetencji wyłączona, choćby była bliska sercu byłych prezesów TK i choćby dokonywane w niej zmiany bardzo się nie podobały takiemu autorytetowi jak prof. Zoll. Nader wątpliwy jest argument o rzekomej niezmienności poprzedniej ustawy o TK i jej skutków ustrojowych. „Sejm – mówi prof. Zoll – nie może uchylić skutków tamtej ustawy, nie może uchylić wyboru tamtych pięciu sędziów, bo ten wybór został już dokonany".
To pogląd równie zaskakujący i równie nieuzasadniony jak demagogiczna teza o rzekomej „uzurpacji" polegającej na uchwaleniu ustawy przez legalnie ukonstytuowany parlament. Twierdzenie, że ustawy jednego Sejmu (poprzedniego) mają atrybut „trwałości" ustrojowej i nie mogą być zmieniane przez Sejm następnej kadencji to nieporozumienie. Od tego jest Sejm, żeby zmieniać prawo, szczególnie gdy ma do czynienia z ustawą ewidentnie niekonstytucyjną. Rozumiem, że prof. Zoll z jakichś względów za odpowiadające i zgodne z konstytucją uważa wyłącznie ustawy poprzedniego parlamentu (i prawa do tego rodzaju lekko ekscentrycznego stanowiska nie sposób mu odmówić), a neguje ten przymiot nowego parlamentu. Szczegóły trybu wyboru sędziów TK określa ustawa i to także ustawą (przy respektowaniu określonych w konstytucji wymogów „bazowych" wyboru sędziów) można zmienić zasady i tryb wyboru sędziów. Nie jest tak, że wyboru kandydatów na sędziów TK dokonanego przez poprzedni Sejm nie można uchylić, bo „wybór ten został już dokonany". Kadencja sędziego rozpoczyna się z chwilą złożenia ślubowania przez osobę wybraną przez Sejm na stanowisko sędziego. Wybrani na podstawie zmienionej ustawy kandydaci nie złożyli jeszcze ślubowania i w związku z tym ani nie objęli swych urzędów, ani nie rozpoczęła się ich kadencja. I tu dochodzimy to sedna sprawy.
Świadomie i zuchwale
Profesor Zoll nader starannie i zręcznie unika najważniejszego zagadnienia. Wikłając się w karkołomne i mało klarowne wywody mające uzasadnić rzekomą „uzurpację" obecnego Sejmu, polegającą na uchwaleniu nowelizacji ustawy o TK, były jego prezes stara się uchylić od merytorycznej oceny uchwalonej przez poprzedni Sejm 25 czerwca 2015 r. ustawy o TK. A to przecież właśnie wrzucona do projektu w ostatnim momencie poprawka uprawniająca Sejm do wyboru nie tylko sędziów, których kadencje zakończyły się w listopadzie (jeszcze za kadencji poprzedniego Sejmu), ale także dwójki sędziów, których kadencja kończy się w grudniu, stała się jedyną i bezpośrednią przyczyną obecnej nowelizacji ustawy o TK, tak zajadle krytykowanej dziś przez wszystkie oficjalne prawnicze autorytety minionego dwudziestopięciolecia. Ten manewr legislacyjny ekipy PO–PSL nie tylko umożliwił jej obsadzenie (i to w ostatnich dniach władzy, praktycznie bez dania opinii publicznej jakiejkolwiek szansy na zapoznanie się z sylwetkami kandydatów na wakujące urzędy sędziego) jednej trzeciej składu osobowego TK, ale był jaskrawie sprzeczny z od dawna utrwalonym i respektowanym przez wszystkich aktorów sceny państwowej zwyczajem konstytucyjnym, w myśl którego o obsadzie personalnej TK decyduje Sejm „wygasającej kadencji", tj. ten, za którego kadencji wygasa też kadencja sędziego TK.