Obecna władza ma kilka ulubionych słów kluczy. Najlepiej, by centralne instytucje były, przynajmniej z nazwy, „narodowe” lub „polskie”, w ostateczności „krajowe”. Każdy minister powinien w nadzorowanym przez siebie obszarze przeforsować jakąś „reformę” (nowelizacja nie brzmi już tak dobrze, prawda?). Nade wszystko jednak jesteśmy uszczęśliwiani kolejnymi „tarczami”, które zwłaszcza firmom mają pomóc przetrwać obecne trudne czasy.
Mieliśmy więc liczne tarcze covidowe, antykryzysowe i finansowe – które skądinąd przydały się do przemycania kontrowersyjnych rozwiązań niemających z pandemią wiele wspólnego. Mieliśmy tarczę prawną, antyputinowską (i jej poszerzoną wersję), energetyczną, solidarnościową, ze dwie antyinflacyjne, nadodrzańską, a ostatnio gazową, rozciągniętą na piekarnie, cukiernie i spożywcze spółdzielnie. Uff... Jeśli któryś program pominęłam, przepraszam, łatwo się pogubić. Grunt, że rząd pamięta o wszystkich branżach, które potrzebują wsparcia.