Okolice 8 marca to tradycyjnie czas wysypu rozmaitych analiz, sondaży i raportów pokazujących, jak dobrze (lub źle) kobiety sobie radzą w danej dziedzinie i jak przebijają (lub nie) szklany sufit. Nie inaczej jest w tym roku. Ot choćby dziś opisujemy na łamach „Rzeczpospolitej” wyniki najnowszych wyliczeń wywiadowni Dun & Bradstreet. Pokazują one, że usługi konsumenckie (w tym fryzjerskie i kosmetyczne), gastronomia i hotelarstwo, usługi medyczne oraz finansowo-księgowe – to cztery branże, w których w Polsce najwięcej jest „kobiecych” firm z ponad 50-proc. udziałem pań we władzach.
Brzmi całkiem nieźle, szkoda, że inne dane w tym samym raporcie wskazują, że ogółem Polki zajmują zaledwie ok. 17 proc. kierowniczych stanowisk w biznesie, a 16,4 proc. największych spółek giełdowych w naszym kraju nie ma we władzach żadnej kobiety. Już słyszę argumenty, że to pokłosie braku ambicji przedstawicielek niedoreprezentowanej grupy, dlatego przytoczę jeszcze jeden wskaźnik – 46,5 proc. kobiet pracujących w dużych firmach w Polsce chciałoby awansować do zarządu.
Powyższy obraz niestety nie zmienia się od lat, dlatego szczególnie cieszą mnie wyniki innego badania, z którymi czytelnicy „Rzeczpospolitej” również mogą się dziś zapoznać. To analiza przeprowadzona przez Instytut Transportu Samochodowego, która dotyczy – tu z racji daty i profilu organizacji niespodzianki raczej nie będzie – kobiet za kierownicą. Niespodziewane są wnioski. Okazuje się, że kobiety w 2022 roku spowodowały niespełna 24 proc. wypadków drogowych i 22,7 proc. kolizji. Były też osiem razy rzadziej niż mężczyźni sprawczyniami wypadków z ofiarami śmiertelnymi. I to wcale nie dlatego, że na drogach są zdecydowaną mniejszością. Są bowiem posiadaczkami ponad 40 proc. praw jazdy kategorii B.
Między bajki włóżmy pokutujące opinie, że panie uczą się jeździć tylko po to, by pachnące jeszcze farbą drukarską „prawko” schować głęboko w szufladzie i wyjmować jedynie wtedy, gdy trzeba np. odholować męża po imprezie do domu. Kobiety same prowadzą, same sobie kupują samochody, ba, ku utrapieniu wąsatych panów przy dystrybutorach z paliwem potrafią je bez czujnej asysty zatankować, nie myląc ropy z benzyną.
Sama jestem kierowcą, ponoć niezłym (choć jakiś czas temu nieopatrznie się w tym miejscu przyznałam, że do egzaminu podchodziłam siedem razy, co koledzy z redakcji z lubością przypominają mi przy każdej nadążającej się okazji). I do białej gorączki doprowadzają mnie szydercze komentarze w stylu: „Uwaga, baba za kierownicą”. Bo wygląda na to, że im więcej tych bab za kółkiem, tym na polskich drogach będzie bezpieczniej.