PiS pracuje nad pełnym oskładkowaniem zleceń od 2015 r., ale wprowadzenie tych przepisów w życie ma wymusić na Polsce Unia Europejska – od 2024 r. Tak wynika z czwartkowej publikacji „Dziennika Gazety Prawnej”, w której cytowany jest pragnący zachować anonimowość przedstawiciel rządu. Oskładkowanie zleceń ma być „kamieniem milowym”, który doprowadzi nas wreszcie do wypłaty unijnych miliardów euro z Krajowego Programu Odbudowy.

Wychodzi więc na to, że odpowiedzialność za wprowadzenie niezbyt popularnej reformy, powodującej obniżenie wynagrodzeń około miliona osób zarabiających czy tylko dorabiających na zleceniach, weźmie na siebie Unia Europejska. Natomiast rząd PiS zainkasuje z tego tytułu około 4 mld zł po pełnym oskładkowaniu zarobków otrzymywanych przez jedną osobę z kilku zleceń. Zapłacą nie tylko zarabiający na kilku kontraktach, ale także ci, którzy dorabiają w ten sposób do działalności gospodarczej czy etatu.

Czegoś jednak nie rozumiem. Kiedy i jak to się stało, że to już nie rząd Zjednoczonej Prawicy, tylko Unia Europejska chce tych zmian? Przypomnę, że jako pierwsi opisaliśmy w „Rzeczpospolitej” taki pomysł w grudniu 2015 r. Od tamtej pory temat pełnego oskładkowania zleceń regularnie wracał. Wydawało się, że te zmiany zostaną wdrożone od 2020 r., wszystko jednak pokrzyżowała epidemia Covid-19. Od dwóch lat projekt leży w szufladzie w kancelarii premiera i czeka na swój czas. Okazuje się, że teraz rząd będzie musiał, pomimo wysokiej inflacji, oskładkować zlecenia od 2024 r., bo wymaga tego od nas UE. Na szczęście będzie to już po wyborach parlamentarnych w Polsce, co najwyraźniej UE też wzięła pod uwagę.