Ustawa jest bardzo ważna dla ochrony granicy, państwa i obywateli. A przy tym dotyka bardzo drażliwych politycznie i społecznie kwestii, jak dostęp mediów do pasa granicznego czy niesienie tam pomocy humanitarnej.
O tym, kiedy stan wyjątkowy się skończy, było wiadomo już dwa miesiące temu, czyli 1 października 2021 r., kiedy prezydent Andrzej Duda (za zgodą Sejmu) przedłużył stan wyjątkowy w pasie granicznym z Białorusią na kolejne 60 dni. Było też wiadomo, że konstytucja zabrania jego kolejnego przedłużenia. Zresztą rząd i prezes Jarosław Kaczyński nie zamierzali iść tą drogą, ale przygotowywali niezbędne w ich ocenie regulacje, czyli nowelę ustawy o ochronie granicy.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda podpisał, przyjętą cztery godziny wcześniej przez Sejm, ustawę o ochronie...
Nie ma jednak usprawiedliwienia, że uchwalenie tej, jak się deklaruje, koniecznej noweli przesunięto aż do ostatnich godzin obowiązywania stanu wyjątkowego. Mimo iż rząd w tym wypadku korzystał z pilnej ścieżki legislacyjnej i uniknął potencjalnego blokowania ustawy przez Senat przez 30 dni, gdyby ten w pełni wykorzystał przysługujące mu 14 dni (w tym wypadku wykorzystał tylko osiem), i tak nie zdążyłby z nowelą na czas.
Najwyraźniej w tym wypadku władzy zabrakło wyobraźni. Bo nawet pilny proces legislacyjny wymaga przynajmniej kilku dni więcej, więc składanie projektu dopiero 15 listopada było ryzykowne. Łatwo sobie wyobrazić niepokój w wielu instytucjach, a zwłaszcza w służbach działających nad granicą, o sytuację prawną po wygaśnięciu stanu wyjątkowego przy braku nowych regulacji. Tym bardziej że funkcjonariusze mają i tak mnóstwo stresujących i niebezpiecznych sytuacji do rozwiązywania. A wystarczyło kilka czy kilkanaście dni wcześniej skierować projekt do Sejmu.