W normalnym biegu rzeczy obecny Sejm mógłby wybrać jeszcze co najwyżej trzech sędziów TK, których kadencja upływa na jesieni, a kolejnych dwóch, których kadencja kończą się w grudniu, powinien wybrać następny. Jednak większość rządowa przegłosowała przepis, że wybór wszystkich, którym kadencje kończą się w tym roku, rozpocznie się miesiąc po wejściu w życie nowej ustawy, czyli na przełomie lata i jesieni, a więc wybierze ich wszystkich obecny, ustępujący parlament.
Na uwagi posła Wojciecha Szaramy (PiS), że to drastyczne naruszenia zasad, poseł Robert Kropiwnicki (PO) odparł, że następny Sejm i tak ma wybrać 6 nowych sędziów, więc „proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy".
I oto padła fasada. Dobór sędziów TK zawsze był drażliwą kwestią, ale obowiązywały jakieś zasady, o wyborze nowego sędziego decydowała długość kadencji czy to sędziego czy Sejmu, oraz niezależne przypadki jak śmierć sędziego. Wykorzystywanie niewielkiej reformy TK do przeforsowania „swoich" sędziów to skandal.
Posłowie obniżyli też wymagania wobec kandydatów na sędziów TK, teraz muszą mieć kwalifikacje jak przy ubieganiu się o stanowisko sędziego SN czy NSA, a więc co najmniej 10 lat praktyki w którymś z zawodów prawniczych. Po rządami nowej ustawy wystarczy zajmowanie przez 10 lat stanowisk w instytucjach publicznych związanych z tworzeniem lub stosowaniem prawa. Czy to nie jest furtka dla awansowania zasłużonych urzędników ? A myślałem, że takie posady są tylko w ambasadach.
Trybunał Konstytucyjny jak żaden organ państwa winien być poza wszelkimi podejrzeniami, dlatego, że jego siła bierze się z autorytetu sędziów (nie ma tu wyborów demokratycznych) i bezstronności sędziów i procedur. Poczynając od wyboru sędziów a na orzekaniu kończąc. Trybunał ma bowiem władzę ogromną, jednym głosem przewagi, pięcioosobowy skład TK może obalić ustawę uchwaloną przez dwie izby parlamentu i podpisaną przez prezydenta, a nieraz przez lata stosowaną.