Unia Europejska przypomina mocno poobijanego pięściarza, który staje do kolejnej rundy z groźnym przeciwnikiem. Właśnie została dosięgnięta przez dwa kolejne ciosy: kryzys migracyjny i pandemię koronawirusa. A zbliża się cios trzeci – gospodarczy.
Zamknięcie granic zewnętrznych UE – wynikające z ochrony przed wirusem – może mieć pozytywny wpływ na powstrzymanie kryzysu migracyjnego, czyli uszczelnienie szlaków napływu imigrantów spoza Unii. Taka strategia była zresztą wspierana przez większość państw członkowskich i instytucji europejskich od początku sporu, który wybuchł niedawno między Turcją a Grecją.
Imigranci i uchodźcy zostali potraktowani przez Recepa Erdogana jako instrument szantażu geopolitycznego wywieranego na UE. Niechęć polityków narodowych do nielegalnej imigracji jest zrozumiała – większość społeczeństw nie jest gotowa na tak duży napływ obcej kulturowo ludności. Z kolei przynajmniej część elit brukselskich zrozumiała, że zatrzymanie tej imigracji jest niezbędne dla powstrzymania erozji projektu europejskiego.
Fala niezadowolenia
Kryzys koronawirusa wydaje się jeszcze groźniejszy dla integracji. Unia podjęła wprawdzie szereg działań wspierających państwa w tym kryzysie. Wyasygnowano dodatkowe środki na badania medyczne, ułatwiono wykorzystanie funduszy z polityki spójności, poluzowano kryteria fiskalne i zasady pomocy publicznej. Kryzys stał się też okazją do okazywania solidarności między państwami. Dla nas może to być znakomity sposób wzmacniania przyjacielskich relacji w Europie Środkowej.