Nie chodzi o upokorzenie przeciwników, zemstę za Smoleńsk, odegranie się na Tusku albo podobne abstrakcje. Jemu chodzi o kolejne małe, ale konkretne kroki w drodze do dyktatury, której jeszcze nie ma, lecz nieuchronnie będzie miał, jeśli parę następnych lat utrzyma się u władzy. Tak było z opanowaniem Trybunału Konstytucyjnego, potem Krajowej Rady Sądownictwa, teraz z wyborami. Panowanie nad sądami jest mu potrzebne nie dla własnej chwały, ale po to, aby wygrywać wybory jutrzejsze. Dlatego prze do głosowania w maju, kiedy uległy mu Andrzej Duda ma jeszcze szanse. Chwilowo się cofnął, ale pozostają „wybory kopertowe", najbardziej dlań dogodne.