Agnieszka Holland w przenikliwie gorzkim eseju w „Polityce" napisała, że typowy aktor polskiego internetu, jakim jest młody, pewny siebie mężczyzna, gdy napotka opcję, z którą się nie zgadza, ma dwa wyjścia: zabić lub zgwałcić. Teraz powraca panika rządzących, choć od dawna przygotowywali się do tej akcji. W haniebnie spartolonej „piątce dla zwierząt" chodziło o życie futrzaków, teraz chodzi o nasze, naszych dzieci i wnuków. „Lex Julia" jest lepiej przemyślane, bo przykryte przez powszechność „czerwonej strefy", która uniemożliwi protesty. Sejm i Senat są niepotrzebne z ich opozycyjnym gadaniem, bo „lex Julia" załatwia wszystko za zamkniętymi drzwiami, zgodnie z zasadą prawa stanowionego pokątnie, tchórzliwie, lecz dotkliwie dla wszystkich. Pozostaje tylko wiara, że „lex Julia" stanie przed Trybunałem Stanu i doczeka się osądu, na jaki zasługuje, jako odrażający przykład legislacyjnej podłości. Poczeka długo, ale doczeka się, bo Wolna Polska powstanie po PiS, tak jak odrodziła się po komunizmie.

Życie to dar, a nie nakaz! O nakazie można pohukiwać, złościć się i wymagać. Aby cokolwiek powiedzieć sensownie o darze, trzeba w biskupim zespole zachować cnotę mądrości: ale czy uchowali się jeszcze tacy w tym gronie?

A jeszcze nie tak dawno światlejsi z purpuratów potrafili dywagować życzliwie o „kompromisie aborcyjnym", ale było to w minionych czasach, kiedy w Pałacu mieszkał Lech Kaczyński, a czarna owca z Torunia, o. Rydzyk wołał na prezydentową: „ty czarownico!".

Wtedy jeszcze spotkało się to z biskupim oburzeniem. Dziś o. Rydzyk jest ważniejszy od niejednego biskupa i pewnie zostanie prymasem. Tylko że Kościół – naruszony zbrodnią pedofilii i protestami na mszach – już tego nie przetrzyma.