Tomasz Krzyżak: Dlaczego nikt dziś nie chce umierać za religię?

Przeciwko wprowadzanym wbrew prawu zmianom w nauczaniu religii protestują tylko biskupi. Politycy siedzą cicho. Sojusz z biskupami przestał się po prostu opłacać.

Publikacja: 07.08.2024 04:30

Tomasz Krzyżak: Dlaczego nikt dziś nie chce umierać za religię?

Foto: Adobe stock

Wydając kilka dni temu rozporządzenie dotyczące zmian w nauczaniu religii, Ministerstwo Edukacji Narodowej naruszyło prawo. Biskupi rzymskokatoliccy głośno zaprotestowali. Nie wsparł ich jednak żaden polityk, bo – jak się wydaje – sojusz z biskupami przestał być opłacalny i za religię nikt nie będzie dziś umierał.

Jakie zmiany w nauczaniu religii wprowadza MEN?

Rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach z 1992 roku podpisano bez rozgłosu w ostatnich dniach lipca, a 1 sierpnia pojawiło się w Dzienniku Ustaw. Zacznie obowiązywać od 1 września 2024. Zakłada ono, że zajęcia nie będą odbywały się w klasach, w których będzie mniej niż siedmioro chętnych uczniów. Dzieci będzie można zatem łączyć w grupy międzyklasowe lub międzyoddziałowe – np. pierwszoklasiści będą mogli uczęszczać na lekcje z drugo- i trzecioklasistami, dzieci z klas IV z tymi chodzącymi do klas V i VI, a siódmoklasiści będą mogli uczyć się z ósmoklasistami.

Czytaj więcej

Barbara Nowacka: jedna godzina religii w tygodniu wystarczy

Projekt tego aktu prawnego MEN przedstawiło wcześniej do konsultacji Kościołom i związkom wyznaniowym. Jak pisaliśmy w „Rzeczpospolitej”, w czerwcu resort zapraszał na spotkania ich przedstawicieli, ale i tak lansował własne propozycje. „Nie ma żadnej rozmowy. Przesyła się nam propozycje z prośbą o opinię. Na spotkaniu w ministerstwie dowiadujemy się jednak, że nic nie zostało uwzględnione i będzie tak, jak chce pani minister. Jestem tym bardzo mocno rozczarowany. Dialog tak nie wygląda. Politycy mówią, że chcą przyjaznego rozdziału Kościołów od państwa, więc usiądźmy i o tym rozmawiajmy. Bo na razie pewne rozwiązania się nam narzuca. To nie jest przyjaźń” – tak przebieg rozmów z ministerstwem opisywał na naszych łamach biskup Jerzy Samiec, zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce.

W jakim zakresie minister Barbara Nowacka łamie prawo?

Podobnie rozmowy z resortem opisywali także biskupi rzymskokatoliccy. W poniedziałek Komisja Wychowania Katolickiego KEP w specjalnym oświadczeniu określiła rozporządzenie MEN jako „krzywdzące czy wręcz dyskryminujące”. „Bardzo smuci fakt, że zmiany zostały wprowadzone bez wymaganego przez prawo porozumienia ze stroną kościelną” – podkreślili biskupi.

Czytaj więcej

Sondaż: Czy rząd dyskryminuje Kościoły lub związki wyznaniowe?

Racja – jak się wydaje – leży właśnie po ich stronie. Ustawa o systemie oświaty stanowi, że warunki i tryb nauczania religii określa w drodze rozporządzenia minister ds. edukacji. Ale „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych” (art. 12 ust. 2). „Wielki Słownik Języka Polskiego” zwrot „w porozumieniu z kimś” definiuje: „tak, że się informuje kogoś o podejmowanych działaniach, na które ta osoba lub grupa osób wyraża zgodę”. „Słownik języka polskiego” pod red. Witolda Doroszewskiego o „porozumieniu” mówi, że jest to „wzajemne zrozumienie”, „umowa, układ”. Z kolei „porozumieć się” to „dojść z kimś do zgody w jakiejś sprawie lub uzgodnić coś”. Ilustrują to przykłady z życia. Z polityki: „rząd porozumiał się ze strajkującymi”, „obie partie porozumiały się co do umowy koalicyjnej”. W życiu codziennym – ot choćby w pracy: „umowę rozwiązano za porozumieniem stron”.

Biskupi mogą zaskarżyć rozporządzenie do Trybunału Konstytucyjnego

Żadnych wątpliwości w tej sprawie nie mieli w przeszłości politycy lewicy. W 1997 roku podczas debaty w Sejmie ówczesny szef resortu edukacji Jerzy Wiatr (SLD) tak tłumaczył posłom, dlaczego nie wprowadza żadnych zmian w zakresie nauczania religii: „o ile łatwo było w 1992 r. uzyskać ówczesnemu ministrowi edukacji narodowej zgodę władz kościelnych na rozporządzenie w takim brzmieniu, w jakim je wydał, o tyle znacznie trudniej – by powiedzieć oględnie – byłoby obecnemu ministrowi edukacji narodowej uzyskać zgodę władz kościelnych na zmianę tego rozporządzenia, a ustawa w dziś obowiązującym brzmieniu nie pozostawia żadnej wątpliwości co do tego, że minister edukacji narodowej wydaje w tych kwestiach rozporządzenie w uzgodnieniu z władzami kościelnymi”.

Minister nie może jednostronnie wprowadzać zmian, bo naruszy ustawę. W takiej sytuacji Kościoły i związki wyznaniowe, które czują się poszkodowane wydanym rozporządzeniem, będą mogły zaskarżyć je do Trybunału Konstytucyjnego

Wątpliwości w tym obszarze nie mają prawnicy. Prof. Paweł Borecki, specjalista z zakresu prawa wyznaniowego z UW, nie ma wątpliwości, że „porozumienie”, o którym mowa w ustawie o systemie oświaty, oznacza, że na jakąkolwiek zmianę w odniesieniu do nauczania religii w publicznym systemie oświaty musi być zgoda zainteresowanych Kościołów i związków wyznaniowych. Oznacza to, że minister nie może jednostronnie wprowadzać zmian, bo naruszy ustawę. W takiej sytuacji Kościoły i związki wyznaniowe, które czują się poszkodowane wydanym rozporządzeniem, będą mogły zaskarżyć je do Trybunału Konstytucyjnego, a ten – jak mówi prof. Borecki – „nie będzie miał innego wyjścia, niż przychylić się do skargi”, bo naruszone zostały reguły formalne.

Dlaczego politycy zostawili biskupów?

Tyle teoria. Politycy niejednokrotnie udowodnili w ostatnich latach, i wciąż udowadniają, że można pójść pod prąd, postąpić wbrew jakimkolwiek regułom i że właściwie nic się z tego powodu nie stanie. Jeśli idzie o religię, to Kościoły – nie tylko największy rzymskokatolicki, ale także prawosławny czy protestanckie – zostały na placu boju same. Po zapowiedzi zmian w zakresie nauczania religii swego czasu zaprotestował lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Na zgrzyt wewnątrz koalicji zareagował premier. W lutym tłumaczył, że wszystkie sprawy dotyczące religii „tam, gdzie wymagają tego przepisy, będą konsultowane ze stroną kościelną”. Na kilka miesięcy przycichło i dziś z wnętrza obozu rządzącego nie słychać żadnych głosów w obronie religii.

Czytaj więcej

Warszawa za religię w szkole płaci aż 63 mln zł. Jak jest w innych miastach?

Obóz opozycji, który jeszcze do niedawna niósł na sztandarach hasła „Bóg, honor, Ojczyzna”, siedzi cichutko. Wedle sejmowych statystyk w kwestiach dotyczących religii było dotąd pięć interpelacji, trzy oświadczenia i jedno zapytanie – 11 posłów PiS ze 190-osobowego klubu wyraziło zainteresowanie tematem. Dlaczego nikt dziś nie chce umierać za religię? Dlaczego nikt nie protestuje, gdy szefowa resortu edukacji łamie prawo? Wszak jeszcze niedawno politycy Zjednoczonej Prawicy grzali się przy boku biskupów, a dziś zostawili ich samych. Czyżby uznano, że wikłanie się w konflikt z rządem w temacie religii jest nieopłacalne? A przecież jeszcze nie tak dawno sam prezes mówił, że poza „Kościołem jest tylko nihilizm”. Przecież PiS w minionych latach wiele razy odwoływało się do chrześcijańskich wartości, ponadtysiącletniej obecności katolicyzmu na ziemiach polskich itp. W wielu sprawach podpierało się autorytetem Kościoła. A w wielu, w sposób mniej lub bardziej zamierzony, wykorzystywało go w działalności publicznej.

Nie tylko o religię chodzi, ale także o praworządność

Kościół przez lata zgadzał się na takie wykorzystywanie. Czasem zyskiwał tylko święty spokój, czasem czerpał różnego rodzaju korzyści. Dziś za to płaci. Osamotnieniem w walce o religię. 18 lat temu – w marcu 2006 roku, za czasów pierwszych rządów PiS, gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz – abp Józef Michalik, wówczas przewodniczący KEP, mówił na jednym ze spotkań do biskupów: „Jeśli Kościół w naszym pokoleniu zaślubi nowoczesność, w następnym będzie wdową. Jeśli dziś Kościół zaślubiłby jakaś partię, po najbliższych wyborach byłby wdową”. Słowa te okazały się prorocze.

Czytaj więcej

Daria Chibner: Liczba godzin lekcji religii nie jest ważna, skoro przeraża ich jakość

Czy bitwę o religię da się wygrać? Biskupi liczą na oddolne ruchy katolików, ale niespecjalnie widać, by poza katechetami ktoś szedł z odsieczą. O przychylność wewnątrz obozu rządzącego trudno, bo nastała moda na niewiarę, krytykę Kościoła i zniechęcanie społeczeństwa do niego. Być może obudzi się PSL, które przy okazji aborcji pokazało swoją konsekwencję. Niewykluczone, że i w kwestii religii powie stanowcze „nie”. Choć nie tylko o religię tu chodzi, ale o szeroko pojętą ochronę praworządności, o którą tak zaciekle z PiS walczono.

Wydając kilka dni temu rozporządzenie dotyczące zmian w nauczaniu religii, Ministerstwo Edukacji Narodowej naruszyło prawo. Biskupi rzymskokatoliccy głośno zaprotestowali. Nie wsparł ich jednak żaden polityk, bo – jak się wydaje – sojusz z biskupami przestał być opłacalny i za religię nikt nie będzie dziś umierał.

Jakie zmiany w nauczaniu religii wprowadza MEN?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ameryka na mieliźnie? Oto kwintesencja cywilizacji celebryckiej
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Powódź 2024. Kiedy polityka musi ustąpić miejsca solidarności i współpracy
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nord Stream wiecznie żywy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: W MKiDN kontynuacja polityki Piotra Glińskiego – wymienić wszystkich dyrektorów
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: PiS przykrywa sprawę Czarneckiego protestem i straszy wewnętrzną wojną