Michał Szułdrzyński: Macron ratuje skórę, dopuszczając do władzy lewicowy, prorosyjski populizm

Ceną za niedopuszczenie do władzy we Francji prawicowego populizmu Marine Le Pen okazało się zwycięstwo Jeana-Luca Mélenchona, lewicowego populisty, który nienawidzi Ameryki, NATO i podziwia Putina. Nie mamy się z czego cieszyć.

Publikacja: 08.07.2024 09:39

Jean-Luc Mélenchon

Jean-Luc Mélenchon

Foto: REUTERS/Yara Nardi

Na wybór Francuzów, jakiego dokonali w niedzielę, należy patrzeć z dwóch perspektyw. A właściwie z trzech, bo ta pierwsza to swego rodzaju metaperspektywa, warunek pozostałych dwóch. Otóż z niej wniosek płynie taki, że Francuzi wybierają partie, które będą rządzić ich krajem i pod tym względem ich wybór nie powinien być przez nas oceniany naszymi kategoriami. To suwerenny wybór wielkiego narodu, który od lat boryka się z wieloma problemami, i nie powinniśmy dawać Francuzom dobrych rad ani paternalistycznie stwierdzać, czy wybrali dobrze, źle, mądrze, czy głupio.

To, że wszyscy uważają, że należy oceniać wybory w Polsce, Niemczech, Holandii USA itp. jako walkę dobra ze złem, to dramatyczne uproszczenia. Każdy naród podejmuje decyzję, myśląc o swoim dobru, i właściwie nikomu nic do tego. Z tym tylko wyjątkiem, że wybory krajowe mają też wpływ na życie innych. Na życie nasze, innych Europejczyków, a także Ukraińców. I w tylko w tym kontekście zamierzam je oceniać.

Dlaczego Emmanuel Macron postawił wszystko na jedną kartę? I dlaczego wygrał?

Druga perspektywa to wist samego Emmanuela Macrona. Widząc, że jego partia wypadła katastrofalnie w wyborach europejskich na początku czerwca, francuski prezydent postanowił nie czekać do końca swej kadencji (kolejne wybory prezydenckie odbędą się nad Sekwaną w 2027 roku) jako więzień układów partii, z którymi przegrał. Zawistował, rozwiązując parlament, i w pewnej mierze osiągnął swój cel.

Czytaj więcej

Aleksander Hall: Wielki błąd Macrona i hańba lewicy. Co naprawdę grozi Francji po wyborach?

W wyborach do Parlamentu Europejskiego Zjednoczenie Narodowe współtworzone przez Marine Le Pen dostało ponad 31 proc. Partia samego Macrona była druga z 14,5 proc. głosów. Trzeci byli socjaliści z wynikiem 13,8 proc. głosów. Zdając sobie sprawę, że to podważa jego mandat do rządzenia do końca kadencji, Macron ogłosił wybory. I doprowadził do sytuacji, w której partia Le Pen nie tylko nie wygrała, ale nie ma też mandatu do tworzenia rządu. W dodatku ocalił swoją partię, ponieważ centrowy blok skupiony wokół samego Macrona zdobył w sumie 168 miejsc w nowym parlamencie. To jest więc osobisty sukces prezydenta, realizacja celu, jaki sobie postawił. Zagrał va banque, ale nie utracił całkowicie kontroli nad francuską polityką. Jednak cena za realizację tego celu była gigantyczna.

Dlaczego tryumf Jeana-Luca Mélenchona powinien w Polsce wzbudzić alarm?

Zwycięzcą wyborów został bowiem Nowy Front Ludowy – koalicja partii lewicowych i skrajnie lewicowych. Odsunięcie widma dojścia do władzy prawicowych populistów zostało okupione ceną wprowadzenia do mainstreamu populistów lewicowych, takich jak Jean-Luc Mélenchon. Spośród 182 posłów, których zdobyła lewica, największą frakcję ma właśnie Mélenchon – 74 posłów. 59 mają umiarkowani socjaliści, 9 trockistowska skrajnie lewicowa partia komunistyczna. To Jean-Luc Mélenchon jest prawdziwym zwycięzcą. A to postać, która powinna w Polsce budzić niepokój.

Grał ważną rolę w kilku ostatnich wyborach prezydenckich, jawiąc się jako przeciwnik Unii Europejskiej w obecnym kształcie (chciał renegocjować członkostwo Francji albo nawet robić referendum na ten temat), opowiadał się za wyjściem z NATO, przeciwko zachodniej pomocy dla Ukrainy. Słowem: w sprawach geopolitycznych niewiele różnił się od Le Pen, która krytykowała UE, NATO i nie chciała, by francuska broń była używana do atakowania przez Ukraińców celów w Rosji.

Emocją, która spajała NFL, było poparcie dla Palestyny i niechęć do Izraela przekraczająca granice antysemityzmu. Francuski intelektualista Alain Finkielkraut kilka dni temu ostrzegał na łamach „Rzeczpospoltiej”, że Mélenchon to antysemita. W dodatku jako antykapitalista nienawidzi Ameryki, fascynował się Fidelem Castro czy Hugonem Chávezem. Wpływowy serwis Politico nazwał go „charyzmatycznym dyktatorem”.

Widać więc, że odsunięcie wizji prawicowego populizmu Le Pen zostało okupione dopuszczeniem do władzy populizmu lewicowego Mélenchona. I to dla Ukrainy oraz państw naszego regionu wcale nie jest dobrą wiadomością. Nie rozumiem też, dlaczego Donald Tusk uznał, że po tych wyborach zapanowało w Moskwie rozczarowanie. Władza we Francji nie wpadła w ręce prorosyjskiej Le Pen, ale wygrał sojusz, w którym pierwsze skrzypce gra nawet bardziej proputinowski Mélenchon.

Na wybór Francuzów, jakiego dokonali w niedzielę, należy patrzeć z dwóch perspektyw. A właściwie z trzech, bo ta pierwsza to swego rodzaju metaperspektywa, warunek pozostałych dwóch. Otóż z niej wniosek płynie taki, że Francuzi wybierają partie, które będą rządzić ich krajem i pod tym względem ich wybór nie powinien być przez nas oceniany naszymi kategoriami. To suwerenny wybór wielkiego narodu, który od lat boryka się z wieloma problemami, i nie powinniśmy dawać Francuzom dobrych rad ani paternalistycznie stwierdzać, czy wybrali dobrze, źle, mądrze, czy głupio.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Lewica wyłożyła się na sztucznej inteligencji. A wystarczyłoby trochę wyobraźni
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak zwalczać alkoholizm. Gawędy Izabeli Leszczyny
Komentarze
Wewnętrzna rekonfiguracja Nowej Lewicy. Co przyniesie?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Ukraina zmienia postawę w sprawie Wołynia? Ostrożnie z optymizmem
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże dla Rafała Trzaskowskiego, czyli co łączy kandydatów PiS z Jakubem Wawrzyniakiem