35 lat minęło od czasu, gdy zaraz po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu zaczęły powstawać w całym kraju komitety obywatelskie Solidarność z misją przygotowania „półwolnych” wyborów, wyznaczonych na 4 czerwca. Czasu mało, środki prawie żadne, a szansa zadania paraliżującego ciosu chwiejącemu się, ale wciąż potężnemu komunizmowi wyglądała mizernie. Właśnie spotkaliśmy się po latach w zabytkowym pałacu Wielopolskich, w sali, gdzie zwykle obradują prześwietni rajcy Królewskiego Miasta Krakowa. Na zaproszenie odchodzącego już prezydenta Jacka Majchrowskiego spotkała się grupka tych członków komitetu, którzy jeszcze żyją i są w stanie chodzić. Niewielu nas zostało, ale czy tak wielu było chętnych w pamiętnym 1989 roku, by działać od rana do wieczora, roznosić ulotki i afisze, przekonywać ludzi, że jednak warto i trzeba? Przecież naszym działaniom towarzyszyła stugębna plotka, że komuna po to ogłasza wybory, byśmy się naiwnie zdekonspirowali przed powtórką stanu wojennego.