Kresowian zabito dwukrotnie, raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie. A ta druga śmierć jest gorsza od tej pierwszej” – motto filmu „Wołyń” przypomniał mi ostatnio prezydent Andrzej Duda. A konkretnie jego rozmowa w Radiu Zet, gdy przywoływał syna autora tych słów, ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, do porządku. By przestał „biegać z widłami”, działać na korzyść „niektórych państw” czy po prostu „zajął się tym, czym powinien zajmować się ksiądz”.
Bezpośrednio odnosiła się do duchownego tylko ta ostatnia wypowiedź, ale jako że jest najgłośniej domagającą się pamięci i prawdy o ludobójstwie ukraińskim na Wołyniu postacią życia publicznego, myślę, że mógł się poczuć dotknięty również tymi dwoma pierwszymi zarzutami.
Ostatnie wypowiedzi Andrzeja Dudy na temat Wołynia wniosły więc nową jakość w politykę historyczną, uprawianą wobec tamtej zbrodni. Etap przemilczenia, wymazania pamięci o rzezi wołyńskiej powoli się kończy. Nadchodzi nowy rozdział – stygmatyzacji pamięci. Polskie państwo, ustami – było nie było – jego głowy, przestaje być w sprawie Wołynia bezczynne. Zaczyna oskarżać tych, którzy wzywają je do wywiązania się z najbardziej podstawowych, rudymentarnych obowiązków wobec pomordowanych, o (w najlepszym razie) awanturnictwo i (niemal wprost) agenturalność.
Czytaj więcej
Kwestia ludobójstwa na Wołyniu może doprowadzić do dramatycznego załamania w stosunkach polsko-ukraińskich.
Najdziwniejsze jest to bijące od prezydenta Dudy przekonanie, że on tu robi wielką politykę, a jakiś pożal się Boże księżulo mu w tym wiekopomnym dziele przeszkadza. Tymczasem to ksiądz Isakowicz-Zaleski dba o interesy naszego państwa, jest w swoich działaniach „polityczny” (w pozytywnym sensie) w dużo większym stopniu niż pan prezydent. Ponieważ państwo, które odwraca się plecami do swoich współobywateli, by przypadkiem swoją pamięcią i lojalnością nie zrazić strategicznego sojusznika, nigdy i przez nikogo nie będzie traktowane poważnie. Ani wrogów, ani przyjaciół. Parafrazując więc Pańskie słowa, Panie Prezydencie, chciałbym, żeby zaczął się pan zajmować tym, czym powinna zajmować się głowa państwa. I by księża nie musieli więcej w tym Pana wyręczać.