Politycy nam dzisiaj mówią, co pod ich władzą zmieni się na lepsze. Jest jednak mnóstwo ważnych spraw, które się nie zmienią, bo demokracja ma na nie wpływ ograniczony.
Po wyborach Polska będzie wciąż miała na wschodzie drapieżną Rosję, a na zachodzie zasobne i wielkie Niemcy. Sektor publiczny, czyli szkoły, emerytury i szpitale, będzie wciąż w rozsypce, bo jego odbudowa wymaga wielu długich lat. Migracja, zmiany klimatyczne czy zapaść demograficzna będą postępować, bo są wynikiem zaniedbań wielu poprzednich lat i brak dobrych pomysłów, jak te sprawy rozwiązać. Polaryzacji naszego społeczeństwa też wybory nie skończą, a postępująca gorączka wyborcza tylko te podziały wzmacnia. Nasze wybory nie uzdrowią Ameryki, od której nasz los w dużej mierze zależy, i nie zmienią oblicza kapitalizmu.
Czytaj więcej
Często zakładamy, że nauka jest motorem postępu. Pasją badaczy jest przecież wymyślanie nowych technologii i paradygmatów lepszego życia. Gdy jednak spojrzę na moje naukowe podwórko, widzę, że dominuje podejście konserwatywne.
Mogą za to zakończyć szykanowanie sędziów, zmienić ustawę o aborcji czy ograniczyć stopień zadłużenia. Nowy rząd może przestać prowokować sąsiadów, traktować nieludzko uchodźców. Może zacząć dzielić dochód narodowy bardziej równo. To są niezwykle ważne sprawy i dlatego należy wrzucić kartkę do urny wyborczej. Odnoszę jednak wrażenie, że wielu z nas ma nadzieję, iż w październiku skończy się koszmarny sen i większość codziennych bolączek zostanie rozwiązanych.
Po pierwsze, należy uzbroić się w cierpliwość i nie mieć złudnych nadziei. Niespełnione nadzieje są pożywką dla demagogów i awanturników. Po drugie, należy pomyśleć, co można uzdrowić bez udziału polityków. Możemy zaprosić na herbatę sąsiada, który jest wyborcą PiS, wspomóc stowarzyszenie, które pomaga biednym lub uchodźcom, zostawić samochód w domu i przesiąść się do tramwaju lub na rower, zorganizować żłobek w naszej okolicy, przekształcić starą stodołę w klub poezji i muzyki.