Istnieje pewne zasmucające podobieństwo w losach dwóch sztandarowych projektów zrealizowanych przez rządy PO i PiS. Symbolem sukcesu pierwszej z tych ekip miały być wybudowane w całej Polsce Orliki, drugiej – program „500+”. Oba kosztowne, spektakularne i „strategiczne”. Jeden miał doprowadzić do tego, że polskie dzieci zamiast siedzieć przed komputerem, zaczną uprawiać sport, drugi – że w ogóle będą w Polsce jeszcze jakieś dzieci.
I tak jak Orliki stały się nieodłącznym elementem krajobrazu, tak bez „500+” (czy może już wkrótce 800) wiele rodzin w naszym kraju nie wyobraża sobie dopięcia domowego budżetu. A równocześnie strategiczny i dalekosiężny cel tych przedsięwzięć nie został ani w jednym, ani drugim przypadku osiągnięty.
Czytaj więcej
Sposób wprowadzania tzw. zielonej rewolucji jest kwintesencją wszystkich błędów i wypaczeń unijnej merytokracji. Natomiast im głębsza zmiana, tym mocniejszej wymaga legitymizacji.
Tak jak Orliki nie stały się „gamechangerem” w historii polskiego futbolu ani lekarstwem na panującą wśród dzieci epidemię otyłości, tak „500+” dokonało pewnego przesunięcia w obrębie dystrybucji prestiżu i budowania nowej klasy średniej, ale demografia za sprawą wydanych z budżetu miliardów ani drgnęła. Zwłaszcza ta ostatnia historia pokazuje, jak nawet najbardziej kosztowne inwestycje nie mają szans w starciu z szerszymi, społecznymi trendami. I że kluczowym powodem, dla którego Polacy nie chcą mieć (więcej albo w ogóle) dzieci, nie są bynajmniej pieniądze. Tam, gdzie w grę wchodzi przyszłość wspólnoty politycznej (a demografia jest par excellence takim właśnie obszarem), mniejsze oddziaływania mają twarde środki (grube miliardy) niż te miękkie. Kluczowa jest mentalność – nie „za co”, ale „dlaczego” mielibyśmy się decydować na kolejne dziecko. I czy to w ogóle powinna być kwestia naszej decyzji (element jednego z wielu życiowych planów), czy raczej łaska, cud, który przyjmujemy z wdzięcznością.
Demografia rozstrzyga się po prostu nie na polu budżetu, tylko kultury. Tam, gdzie kształtują się hierarchie, przedefiniowują wartości. Dokładnie na odwrót niż u Marksa – przyszłość rozgrywa się w nadbudowie, a nie bazie. Warto o tym pamiętać, kiedy – jak co roku – w okolicach 1 czerwca zaleje nas fala alarmujących prognoz pokazujących starzenie się społeczeństwa. I druga – przekraczających kolejne stany alarmowe przedwyborczych obietnic „wsparcia dla rodzin”.