Znowu sukces. „Wiele tematów, które dotyczyły współpracy, było poruszonych. Nie stwierdziliśmy żadnych trudności w tej komunikacji. Panowie przywitali się, współpracują ze sobą, są ze sobą także w stałym kontakcie telefonicznym w bieżącej działalności operacyjnej” – oznajmił po naradzie szef BBN Jacek Siewiera. Czyli nie dość, że podali sobie ręce, to jeszcze czasem do siebie dzwonią.
Nie wiadomo, co będzie dalej. Może nic? Prezydent Andrzej Duda złapał za ucho niegrzecznego ministra obrony Mariusza Błaszczaka, doprowadził go do Pałacu i kazał się natychmiast przeprosić z innym chłopcem, tym w mundurze. A kto wpisze uwagi do dzienniczków?
Czytaj więcej
- W trakcie tego spotkania bardzo szeroko omówione zostały wszystkie działania, które zostały zap...
Na tym się skończyć nie może, bo wojsko to za duża struktura, o zbyt dużym poczuciu wspólnoty, żeby takie polityczne manewry miały się ministrowi obrony nie odbić czkawką. Czy to boli pana prezydenta, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? Pewnie nie za bardzo, bo Mariusz Błaszczak nie jest jego bliskim kolegą. Ale prezydent wie, że wojsko trzeba obdarzyć zaufaniem i natchnąć nadzieją. Dlatego jego szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz mówił w czwartek w Radiu Zet, że „mieliśmy do czynienia z sytuacją niepożądaną”. „Trzeba się jej przyjrzeć, trzeba ją skontrolować i jeżeli są jacyś winni, to z całą pewnością będą pociągnięci do odpowiedzialności, ale nie można zamykać oczu na to, że są pewne procedury, które w stu procentach nie zadziałały” – dodał.
Co to oznacza? Skoro prezydent publicznie wspiera w tym kryzysie dowództwo armii, to kto ma ponieść odpowiedzialność za to, że procedury nie zadziałały? Mariusz Błaszczak jak na razie ma silną pozycję dzięki swojemu politycznemu podwieszeniu. Ale idą wybory. I to Andrzej Duda trzyma za pazuchą argumenty, a wkrótce może i dowody na to, co właściwie wydarzyło się w sprawie rakiety znalezionej pod Bydgoszczą i kto publicznie kłamał. Może zechce ich użyć, a może nie.