Jak wiedzą kibice piłkarscy, gol samobójczy bierze się z dobrych chęci, nigdy z woli zaszkodzenia własnej drużynie. Piłka leci do bramki, więc ją odbiję, żeby poszła na aut. Albo wykopię gdzieś daleko w pole. Albo najczęściej: ruszam do akcji, bo chcę się popisać i zasłużyć na pochwałę, a może nawet na premię. Tyle że brakuje umiejętności i rozeznania sytuacji. Samobój jest dzieckiem nadgorliwości albo inaczej – bezmyślnym popisem idioty. Przecież chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze: popłakuje potem taki nieszczęśnik, na którego spada cały gniew przegranych i jeszcze trochę bezinteresownej złości.
Nie inaczej w polityce. Pogubiony idiota, który znajdzie się na gruncie bardziej śliskim niż boiskowa murawa, nieuchronnie go popełni, i to niejeden raz. Pół biedy, jeśli wpakuje polityczną piłkę do własnej bramki, jeśli jednak dla fasonu wyciągnie glocka trzymanego za paskiem od spodni, bez wątpienia przestrzeli sobie kolano. Tak było, gdy – nieudolnie sterowany z ulicy Nowogrodzkiej – Marek Falenta, wsławiony podsłuchiwaniem polityków i ludzi biznesu, oskarżył Donalda Tuska o utrudnianie (w czasach, gdy Tusk był premierem) importu węgla z Rosji. Z tą samą naiwną prostolinijnością minister od glocka polecił wszczęcie śledztwa. A przecież Nowogrodzka usiłuje powołać komisję wymierzoną właśnie w Tuska, który wedle opinii obowiązującej na tej ulicy ulegał wpływom rosyjskim, a pewnie sam był agentem. Więc jak: ułatwiał czy utrudniał? Typowy samobój, bo hucpa rozpętana przez Falentę może uniemożliwić znacznie ważniejszą aferę prowadzącą do odsunięcia głównego wroga PiS-u od stanowisk państwowych w przyszłości.
Jutro dzień 3 maja, święto demokracji, rocznica uchwalenia drugiej w świecie (po amerykańskiej) konstytucji państwowej. Nie ma się ono w ostatnich latach najlepiej, podobnie jak sama demokracja. Od jakiegoś czasu wysuwa się na pierwszy plan dzień 11 listopada, rocznica odzyskania niepodległości po I wojnie światowej, jakbyśmy nie pamiętali, że Polska była niepodległa, demokratyczna i mocarstwowa dużo wcześniej. Pojmuje to nawet minister od glocka, zmieniając nazwę swojej partyjki na Suwerenna Polska zamiast nieaktualnego już odwołania do demokratycznej Solidarności. Czy dla ocalenia demokracji musimy czekać na kolejne samobóje, czy jednak weźmiemy sprawy w swoje ręce?