Jeśli ktoś z państwa jeszcze nie słyszał o występie Bayer Full w operze, to śpieszę wyjaśnić, że rzecz się rozegrała kilka dni temu we Wrocławiu. Imprezę organizował mało znany zausznik ministra edukacji nazwiskiem Rybak, a uczestniczyli w niej lokalni dostojnicy powiązani z partią rządzącą. Całość sprawiała wrażenie desperackiej próby ratowania posady przez dyrektorkę szacownej instytucji. Niestety, nie pomogło.
Wyjaśnienie kwestii, kto za to płacił (istnieją poszlaki, że na imprezę złożyliśmy się wszyscy), nie zaprzątało uwagi autorów publikacji aż tak jak występ Bayer Fulla w operowych kuluarach. Wiemy nawet, że na bankiecie zabrzmiały „Majteczki w kropeczki” w wersji chińskiej. Nie wiem, jak państwo, ale ja jestem ciekaw, jak jest po mandaryńsku „o ho ho ho”.
Tak czy owak od występu Bayer Fulla do stwierdzenia, że PiS to partia disco polo, droga jest już prosta. Czy to prawda? Nie sądzę. Podejrzewam, że gdyby zrobić badania socjologiczne fanów tej muzyki, znaleźlibyśmy ich wśród członków i wyborców wszystkich ugrupowań. Pewnie najwięcej byłoby ich wśród głosujących na PiS i PSL, bo te partie notują dobre wyniki tam, gdzie disco polo trzyma się szczególnie mocno (wschód i południe Polski).
Czytaj więcej
Żyła w kosmosie, Donald w celi, reggae na lodzie i Marsz Podległości! Czyli „Mniej niż zero” kontra „Majteczki w kropeczki”!
Trzeba to powiedzieć dobitnie: pogarda okazywana muzyce disco polo przez wielkomiejskie elity działa wyłącznie na ich niekorzyść. Za to pracuje na dobry wynik partii Kaczyńskiego. Szczerze mówiąc, nie oburza mnie obecność tego gatunku w TVP. Uważam, że jego sympatycy mają prawo słuchać swoich ulubionych przebojów w stacji finansowanej z publicznych pieniędzy. Jest tylko pytanie o ilość tej muzyki i towarzyszącą jej oprawę. Oburzają mnie jednak tyrady osób uważających się za inteligentów, które obrażają słuchaczy disco polo. Uważam, że ludzie mogą słuchać takiej muzyki, jaka im się podoba, i nikomu nic do tego.