Polska polityka nie należy do obrazków miłych dla oka. Nawet wizytę Joe Bidena i rocznicę napadu Rosji na Ukrainę w mało szlachetny sposób próbowano wykorzystać dla partyjnych interesów.
Prezydent USA przyleciał drugi raz w ciągu roku do Polski ze względu na wojnę na Ukrainie i nasze położenie geograficzne, a nie na bliskie relacje z obecnym polskim obozem władzy. Ani PiS administracja Bidena nie jest bliska, ani Bidenowi nie jest po drodze z partią Jarosława Kaczyńskiego, która stawiała w wyborach prezydenckich na Donalda Trumpa. To relacje z rozsądku, nie miłości. Zresztą Joe Bidena nawet nie był obecny podczas wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy w Arkadach Kubickiego.
Z kolei politycy Platformy Obywatelskiej zabiegali o spotkanie z prezydentem USA, na które zgodził się (mimo że rok temu z Donaldem Tuskiem nie chciał się spotkać, ponieważ nie spotyka się z politykami nie pełniącymi państwowych funkcji), ponieważ nie chciał być częścią kampanii wyborczej PiS. Rządzący próbują umniejszyć wagi spotkania Tuska z Bidenem zapominając, że z Jarosławem Kaczyńskim i marszałek Sejmu Elżbietą Witek (formalnie drugą osobą w państwie) prezydent USA się nie spotkał. Banalna prawda jest taka, o czym przedstawiciele ambasady USA mówią wprost, że Biden był bardzo zmęczony podróżą do Kijowa i najchętniej z nikim w Polsce ponadprogramowo by się nie spotykał.
Czytaj więcej
Prezydent USA nie planował spotkań z liderem PO, podobnie jak podczas swojej poprzedniej wizyty w Polsce, ale do niego doszło. I nie trwało ono kilkadziesiąt sekund.
W samej Platformie również próbowano rozegrać wewnętrznie spotkanie Tuska z Bidenem nadając mu większy wymiar, niż mogło mieć w rzeczywistości, mimo że wiadomo było, że nie potrwa dłużej niż kilka minut. Przeciwnicy Donalda Tuska w PO rozsyłali informacje do niektórych przedstawicieli mediów, że ma dojść do spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Kiedy do niego doszło, a szef PO nie zabrał ze sobą fotografa na spotkanie, było ono deprecjonowane przez PiS i media wspierające władzę. Ktoś w PO na tym stracił, a ktoś zyskał. Na wewnętrznych porachunkach w PO zyskuje PiS, umiejętnie je rozgrywając i podgrzewając.