O ile przełom roku upłynął w polityce pod znakiem zamieszania wokół cen paliw, o tyle najbliższy tydzień to powrót do prac Sejmu. Styczeń najpewniej zdominują dwa tematy: KPO i prace w Sejmie nad ustawą o Sądzie Najwyższym (mają zacząć się w tym tygodniu, na posiedzeniu 11–13 stycznia) oraz zmiany w kodeksie wyborczym. Ta ostatnia kwestia dobrze pokazuje jaki – pafarazując byłą wicepremier Elżbietę Bieńkowską – mamy polityczny klimat.
PiS argumentuje, że nowelizacja kodeksu ma cel przede wszystkim profrekwencyjny. I to zapewni zwiększenie liczby komisji wyborczych w mniejszych miejscowościach. Opozycja argumentuje, że partia rządząca „pod siebie" zmienia przepisy.
PiS jednak uznało, że na krótko przed startem właściwej części kampanii wyborczej warto inwestować w polityczny kapitał w te właśnie zmiany. Były zresztą dyskutowane w środowisku partii Jarosława Kaczyńskiego od dłuższego czasu, a Kaczyński zapowiedział je w ubiegłym roku w trakcie jednego ze swoich spotkań „w terenie”. Ale tu nie chodzi tylko o kolejną polityczną burzę w mediach. PiS ryzykuje też, że powstanie przekonanie, że sytuacja partii jest tak zła, że aż potrzebne są zmiany w kodeksie wyborczym, by to kontrować. To jeden z wątków, który już teraz wykorzystuje opozycja. A w polityce percepcja się liczy.
Czytaj więcej
PiS w styczniowym sondażu IBRiS traci najwięcej w stosunku do badania grudniowego: aż 4,5 pkt proc. Ale powodów do zadowolenia nie ma też większość pozostałych partii.
Jednak zwyciężyła chęć zwiększenia frekwencji, nawet w niewielkim stopniu. Nowogrodzka dysponuje zapewne analizami, ilu wyborców rezygnowało lub mniej chętnie uczestniczyło w wyborach ze względu na odległość do lokalu wyborczego. Jesienią tego roku będzie się liczyć dosłownie każdy głos – zarówno dla PiS, jak i dla opozycji (niezależnie od formatu, w którym wystartuje). I Nowogrodzka uznała, że warto spróbować sięgnąć po tych wyborców, dla których dotarcie do lokali stawało się przeszkodą w uczestnictwie. Nawet jeśli to relatywnie niewielkie dla każdego okręgu liczby, to w grze o mobilizację własnej bazy liczy się dla PiS każdy wysiłek. Nawet okupiony politycznymi zarzutami i kolejną burzą w mediach. I chociaż wyborcy wszystkich partii na wsi (np. AgroUnii, PSL, częściowo Polski 2050) mogą zyskać na tej zmianie, to przecież opozycja tego w sejmowej debacie nie przyzna.