Kiedy pod koniec października 2020 r. rząd podejmował decyzję o zamknięciu cmentarzy na czas Wszystkich Świętych, jednym z przewijających się wśród popierających tę decyzję argumentów było stwierdzenie, że przecież zmarli poradzą sobie bez zapalanych przez nas zniczy i składanych wieńców. Że zwyczaj odwiedzania cmentarzy jest więc tak naprawdę czymś, co nie ma większego realnego znaczenia, co – jak wiele innych rzeczy w tamtym czasie – warto złożyć na ołtarzu walki z wirusem. Tamta dyskusja udowodniła bardzo dobitnie, jak okaleczony jest nasz zmysł pamięci. Jak bardzo zatarła się świadomość tego, że to nie zmarli potrzebują nas, ale my ich.
W ubiegły piątek, w okrągłą 350. rocznicę śmierci króla Jana Kazimierza, delegacja Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej złożyła wieniec na jego grobie na Wawelu. I oczywiście, królowi w żaden sposób nie było to do niczego potrzebne. A co z nami?
Po pierwsze, Jan Kazimierz był królem, więc pamiętanie o nim jest tak naprawdę przypominaniem sobie tego, czym kiedyś była Polska. Państwo, które poza tak często podkreślanymi wadami miało też poczucie misji i ambicje. W ramach którego wytworzył się pewien określony sposób życia i które potrafiło ów sposób chronić.
Czytaj więcej
Przypadająca w tym roku 231. rocznica uchwalenia konstytucji Rzeczypospolitej to doskonała okazja, by uważniej przyjrzeć się słynnemu dziełu Jana Matejki stworzonemu przez mistrza na 100-lecie tego doniosłego wydarzenia.
Ale też Jan Kazimierz był królem szczególnym, chyba pierwszym spośród polskich monarchów, za którego panowania tak wyraźnie pojawiła się na horyzoncie możliwość unicestwienia Rzeczypospolitej. Pierwszym, który stanął twarzą w twarz z wyzwaniem, jakie od kilku wieków stanowi przekleństwo naszej historii. Wszystkie inne „upaństwowione” od dawna narody mogą się zastanawiać wyłącznie nad sposobem swojego trwania. Nas od dawna już bardziej zajmuje kwestia przetrwania. „Wpierw być, a dopiero potem, jak być” – jak pisano w XIX w.