W USA „seksedukatorzy w szkołach dobierają się do pięciolatków i sześciolatków”, „partia niemiecka”, której „lider wygląda nawet jak Niemiec”, „wszystkie samochody świata naraz uruchomione mają mniejszy wpływ na klimat niż w wielkiej hali sportowej zapalenie jednej zapałki” – to zaledwie część wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego z niedzielnych wizyt w Żywcu i Bielsku-Białej.
Szokują? Zaskakują? Bulwersują? Taki jest cel PiS. Odwrócić uwagę od spraw ważnych. Prezesowi wygodniej mówić o rzekomej 12-letniej lesbijce niż realnej prawie 18-proc. inflacji. Stąd te wypowiedzi Kaczyńskiego od wiecu do wiecu, które później są transmitowane we wszystkich mediach i omawiane w głównych programach publicystycznych. Prezes podczas wieców mówi o wszystkim, tylko nie o realnych problemach Polaków. Nie przedstawia planów pomocowych dla kredytobiorców. Nie wie, jak radzić sobie z drożyzną. Nawet nie podejmuje tematu spadku wartości złotego. Prezes woli straszyć Polaków i wymyślać groteskowe cytowalne historie o dziewczynkach lesbijkach i kobietach, które w Polsce nie rodzą, bo „dają w szyję”, niż przedstawić plan PiS na walkę z inflacją. Gorzej, że media i polityczni konkurenci podejmują grę prezesa, z której dla państwa i społeczeństwa nic nie wynika. Za to dla PiS wynika bardzo dużo.
Czytaj więcej
Stworzona przez PiS medialna machina propagandowa, na której czele stoi Telewizja Publiczna, to środowisko toksyczne nie tylko dla jakości debaty publicznej, ale też dla samej władzy. Bo władza, pozbawiona medialnej kontroli, traci kontakt z rzeczywistością.
Nawet podczas spotkań ze swoimi wyborcami ludzie pytają Kaczyńskiego głównie o kwestie finansów, biurokrację i sprawność państwa. Prezes powoli rozmija się z nastrojami własnego elektoratu. Wyborca PiS biednieje tak samo jak zwolennik PO, Lewicy, PSL i Hołowni. A sytuacja będzie coraz gorsza.
Polska jest wciąż przed zimą i rekordową inflacją. Święta będą wyjątkowo drogie, a nastroje Polaków proporcjonalnie podłe. Nie da się za kryzys finansowy państwa oskarżyć opozycji, która na nic nie ma wpływu. Kaczyński próbuje odwrócić kota ogonem i wmówić Polakom, że to opozycja łamie praworządność i przez nią nie dostajemy unijnych funduszy. Im większe będzie niezadowolenie społeczne, tym częściej prezes będzie starał się zmienić temat debaty publicznej. I nieważne, że eksperci wprost mówią, że szef PiS mija się z prawdą ws. diagnoz dotyczących wpływu pijaństwa Polek na demografię czy globalnego ocieplenia. Większość wyborców nie weryfikuje usłyszanych informacji. Prezes wie, że kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty i dlatego manipuluje. A później, gdy język wyprzedzi u niego myśl, sam przyznaje, jak w Bielsku-Białej, że „prawnicy przekręcają różne rzeczy, wiem, bo sam jestem prawnikiem”.