W miejsce podziału na kapitalistów i robotników myśliciel z Trewiru umieściłby bowiem dzisiaj globalistów i lokalistów. Ci pierwsi, „ludzie znikąd”, mają w swoich rękach nie tylko wszystkie środki produkcji, ale i dystrybucji dóbr, od tych materialnych począwszy, na czysto symbolicznych skończywszy. „Ludzie stąd”, przywiązani do swojego miejsca, języka, wszystkich kodów kulturowych zdeterminowanych przez ich miejsce urodzenia, są przez tych pierwszych wyzyskiwani nie tylko w czasie pracy dla którejś z wielkich globalnych korporacji, ale również wtedy, kiedy wydaje im się, że odpoczywają. Konsumując rozrywkę z platform streamingowych lub spędzając czas w mediach społecznościowych, również pracują dla „wielkich tego świata”, tyle tylko, że w inny sposób.
Wyniki wyborów we Włoszech znacznie uwiarygodniły moim zdaniem tezę o widmie lokalizmu krążącym nad światem Zachodu. Bo oczywiście, unijni politycy i mainstreamowe media mogą sobie wygłaszać kolejne jeremiady z powodu „odradzania się faszyzmu” w ojczyźnie tej ideologii. Ale nie jest to żadna analiza, tylko sposób na podtrzymanie dobrego samopoczucia. Jeśli jakaś emocja stała się motorem napędzającym prawicowy marsz na Rzym, to nie żadne faszystowskie nostalgie, ale odruch sprzeciwu „wyzyskiwanych” przeciwko „posiadaczom”. Odruch doskonale wzmocniony tyradami Ursuli von der Leyen. Czy można było skuteczniej uwiarygodnić Giorgię Meloni jako strażniczkę włoskiej suwerenności, Dziewicę Orleańską posłaną do walki z brukselskim i globalnym najeźdźcą, niż zachowując się jak surowa pani dyrektor grożąca skróceniem dużej przerwy w wypadku nieidącego po jej myśli wyniku wyborów do szkolnego samorządu?
Czytaj więcej
Europa i Włochy mają nową młodą liderkę. Cztery lata temu przewodziła małej skrajnej partii, a zaraz będzie premierem trzeciej potęgi w UE.
Lokalistyczna rewolucja w tej lub innej formie wydaje się nieuchronna. Głównie dlatego, że globaliści zachowują się jeszcze bardziej krótkowzrocznie od XIX-wiecznej burżuazji. Zupełnie nie doceniają potencjału gniewu, jaki wzbudzają ich działania, czy – tyczy się to zwłaszcza brukselskich oficjeli – arogancja w sposobie ich komunikowania.