Jakby mi ktoś powiedział parę dni temu, że w jakimś sporze przyznam rację Szczepanowi Twardochowi, nie uwierzyłbym. Trudno znaleźć kwestię, co do której byśmy się zgadzali. Mam zresztą wrażenie, że Twardoch cały czas kombinuje, co powiedzieć, żeby kogoś wk… przepraszam, zdenerwować.
Nieustanna praca nad wizerunkiem prowokatora jest widoczna w każdym jego wywiadzie i co drugim poście w mediach społecznościowych. Oczywiście, nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby Twardoch był miernotą. Tymczasem jest bodaj jedynym polskim powieściopisarzem. Tak, wiem, są jeszcze Olga Tokarczuk i Wiesław Myśliwski, ale oni już od dawna tworzą wyłącznie arcydzieła z myślą o potomności. A reszta polskich autorów albo pracuje w prozie gatunkowej, albo nie umie skonstruować powieści. Zazwyczaj wykręcają się zabawami formalnymi, językową sprawnością, a już z fabułą i światem przedstawionym mają problem. Twardoch nie ma.
To, że akurat autorowi „Pokory” przyznano Nagrodę im. Kazimierza Kutza, nie powinno dziwić. Komu, jeśli nie Twardochowi, który co chwila wypisuje „Pier.. się Polsko” i każe się nazywać pisarzem śląskim. To dzięki niemu temat śląski jest od kilku lat nicowany w mediach z najrozmaitszych stron. Tymczasem przeciwko wyróżnieniu Twardocha gorąco zaprotestowali wdowa po reżyserze i Jerzy Illg, były redaktor naczelny wydawnictwa Znak. W sumie ich liczne zarzuty sprowadzają się do jednego: pisarz niewystarczająco atakuje PiS, naśmiewa się z antyrządowych protestów i do tego twierdzi, że literatura jest ważniejsza niż strzeliste akty politycznych wyznań.
Rzeczywiście Twardoch ma na swoim koncie takie wypowiedzi. I w tej akurat sprawie można się z nim tylko zgodzić. Otóż, każdy rozsądny człowiek powinien wiedzieć, że pisarz ma prawo mieć poglądy, ale nie ma takiego obowiązku. A nawet jeśli jakieś przekonania ma, to nie musi ich manifestować. Nieszczególnie podoba mi się np. to, że noblistka Olga Tokarczuk po odebraniu nagrody tak zajadle atakowała obecny rząd. Wśród jej czytelników są przecież także ludzie o poglądach prawicowych i im się to zapewne nie podoba. A sama awantura o Nagrodę Kutza doskonale pokazuje sposób myślenia części elit z obu stron politycznej barykady. Nieważne, czy pisarz jest dobry, ważne, czy jest nasz.