Koniec roku to czas nie tylko podsumowań, ale też snucia planów. I to pytanie pojawi się na pewno: czy wybory będą w terminie? Spoglądając jednak na wydarzenia ostatnich dni, widać wyraźnie, że nikomu się tak naprawdę nie opłacają. PiS utrzymuje stabilne poparcie w okolicach 30 proc., przy dużej liczbie niezdecydowanych. Ale decyzja o samorozwiązaniu Sejmu na wiosnę (gdy minie blokada wynikająca z wprowadzenia stanu wyjątkowego na granicy) od razu ustawia hipotetyczną kampanię parlamentarną tak jak w 2007 roku – PiS byłoby na starcie w defensywie. Poza tym bez woli Jarosława Kaczyńskiego złożony jakiś czas temu wniosek PSL o samorozwiązanie Sejmu nie ma szans na realizację. A wiosną 2022 roku Polacy będą doskonale pamiętać, ile musieli zapłacić za świąteczne prezenty. Nie zapomną też o wysokich cenach energii i ogrzewania. Nawet mimo działań rządu i kolejnych deklaracji dotyczących poszerzenia tarczy antyinflacyjnej. Jest jeszcze pandemia i wywoływane nią podziały, również wśród wyborców PiS. Nie ma też pewności, jak w Polsce będzie wyglądała kolejna, wiosenna fala koronawirusa. A właśnie w tej sprawie opozycji najłatwiej formułować oskarżenia pod adresem rządu PiS o bierność. Sam PiS – co widać na przykładzie ustawy posła Hoca – dostarcza ciągle w tej sferze nowej amunicji. Również Polski Ład będzie mieć długofalowy – korzystny lub niekorzystny dla PiS – efekt.
To wszystko sprawia, że nietrudno się domyślać, dlaczego politycy PiS, a na posiedzeniach klubu sam prezes Jarosław Kaczyński, zapewniają, że wybory powinny się odbyć w terminie. Najbliższe kilkanaście miesięcy to dla partii szansa na wyjście z niektórych przynajmniej kryzysów. Wszystko oczywiście pod warunkiem utrzymania większości i sukcesów w kolejnych kluczowych głosowaniach, np. w sprawie zmian w sądownictwie.
Czytaj więcej
Sondaże wskazują, że partie opozycyjne byłyby w stanie zbudować większość parlamentarną. Dobrze byłoby jednak najpierw powiedzieć wyborcom - po co.
Ale i dla opozycji wcześniejsze wybory to ryzyko. Ostatnie lata pokazywały przewagę PiS w prowadzeniu kampanii, zarówno marketingowo, jak i pod względem socjologiczno-analitycznym. PO dopiero niedawno ogłosiła wielomiesięczny cykl kongresów, który ma przynieść owoce w postaci nowej oferty programowej. Ruch Szymona Hołowni zaprezentował swoje rozbudowane pakiety programowe, np. o gospodarce, ale nadal potrzebuje dużo czasu na rozbudowę struktur w terenie oraz polityczne wzmocnienie swojej działalności. Podobnie jest z Lewicą, która w tym roku zapowiadała budowę „społecznej nogi”, ale była mocno zajęta wewnętrznymi problemami, które trwają zresztą do dziś. PSL dopiero co zakończyło wewnętrzne wybory, opóźnione o kilkanaście miesięcy z powodu pandemii. Sejmowa opozycja nie ma też – poza kilkoma wspólnymi hasłami – operacyjnego pomysłu na współpracę. Kwestia wyboru rzecznika praw obywatelskich czy Rady Polityki Pieniężnej to wyjątki potwierdzające regułę.
Również Michał Kołodziejczak i jego AgroUnia potrzebują bardzo dużo czasu, by wzmocnić się kadrowo. Bo jak pokazuje historia, losy nowych projektów zależą od kadr. Zwłaszcza w Sejmie. A na ich budowę potrzeba wielu, wielu miesięcy, jeśli nie lat.