Niemcy przyzwyczaiły Europę do tego, że są oazą stabilności. Degrengolada w sondażach w ciągu paru miesięcy poparcia dla CDU/CSU, ugrupowania, które uczestniczyło w większości rządów powojennych Niemiec, wywołała szok. A perspektywa powstania po raz pierwszy w RFN słabej, trzypartyjnej koalicji bez jasnego kierunku w polityce unijnej wywołuje u partnerów Niemiec zaniepokojenie.
Owszem, na południu Europy nikt nie zapomniał, że Berlin narzucił mordercze oszczędności w trakcie kryzysu finansowego sprzed dekady, doprowadzając do pauperyzacji znacznej części społeczeństwa. A szok wywołany próbą narzucenia przez Merkel systemu podziału migrantów nie został w Europie Środkowej w pełni przezwyciężony.
Jednak dziś staje się jasne, że nie ma komu zastąpić pani kanclerz. Emmanuel Macron, który zawiódł jako reformator Francji i jest przez to mało wiarygodny, staje przed trudną walką o reelekcję z Marine Le Pen. Gdy sondaże dają kandydatce skrajnej prawicy w drugiej turze wyborów prezydenckich 45 proc. poparcia, trudno mówić, że Paryż może być ostoją integracji.
Czytaj więcej
W niedzielę najważniejsze wybory w Unii Europejskiej w tym sezonie. A może i od lat, od brexitu....
Bohaterem Brukseli jest premier Włoch Mario Draghi. Jednak ugrupowania popierającej go koalicji, szczególnie te po prawej stronie, tylko czekają na potknięcie byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego. A wszystko wskazuje na to, że w wyniku przedterminowych wyborów władzę w Rzymie przejęłyby mocno sceptyczne wobec Unii siły. Na czele Hiszpanii stoi z kolei mniejszościowy rząd, który musi się liczyć z katalońską irredentą. Siły na przewodzenie Unii nie ma.