Polska nie jest kelnerem Busha

Musimy o tarczę antyrakietową grać z Amerykanami bardzo ostro. To Bush nie ma wyboru – pisze publicysta Jarosław Makowski

Aktualizacja: 25.01.2008 09:59 Publikacja: 25.01.2008 02:30

Polscy politycy przyzwyczaili George’a W. Busha, że może ich traktować jak kelnerów. Nie dziwi więc, że Ameryka pogroziła nam palcem, kiedy nowy rząd zaczął stawiać żądania, nim podejmie jakiekolwiek zobowiązania w sprawie budowy elementów tarczy antyrakietowej.

„Potrzebujemy was w Iraku”, „Jesteście niezbędni w Afganistanie” – mówił Bush. Co na to nasi politycy? Bez mrugnięcia okiem, nie mówiąc już o jakiejkolwiek refleksji, odpowiadali: „Meldujemy się na rozkaz. Co możemy zrobić?”.

Bush był rad, gdyż jedyny dowód wdzięczności, którego nasi mężowie stanu oczekiwali, to uścisk dłoni w świetle kamer. I tego amerykański prezydent im nie skąpił. Dlatego Bush miał prawo sądzić, że nie pytając o koszty i sensowność działań, Polska się zgodzi także na budowę tarczy antyrakietowej. Ale ekipa Donalda Tuska nie chce już robić za kelnera. I dobrze. Tym bardziej że sam projekt jest kontrowersyjny.

Po pierwsze, Iran – główne zagrożenie, którego obawiają się Amerykanie – jako państwo zaliczone przez Busha do osi zła ma przed sobą co najmniej kilka lat intensywnej pracy, jeśli poważnie myśli o budowie systemu międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Jest więc czas na działania dyplomatyczne i na negocjacje, by powstrzymać wyścig zbrojeń. Do podjęcia takich kroków zachęcają Busha nawet neokonserwatywni eksperci i politycy. Tyle że prezydent USA jest na nie głuchy.

Postawa opozycji pisowskiej nie jest przejawem dumy, ale politycznej naiwności

Po drugie, budowa tarczy budzi wątpliwości natury technologicznej – mówi mi politolog prof. Stephen Zunes z Uniwersytetu w San Francisco. Bo jeśli nawet zbudujemy tarczę, to czy będzie ona skutecznie działać? Podobne zastrzeżenia zgłosił Ariel Cohen, ekspert związany z konserwatywnym think tankiem Heritage Foundation, pisząc, że „raport amerykańskich agencji wywiadowczych podważa sensowność całego projektu”.

Dlaczego więc Bush tak mocno naciska? Jak nie wiemy, o co idzie, to musi iść o kasę. Otóż wielu amerykańskich ekspertów uważa, że ten projekt jest jedynie politycznym dofinansowaniem wpływowego przemysłu zaawansowanych technologii militarnych, a nie funkcjonalnym i skutecznym systemem obronnym.

Gospodarz Białego Domu, który – tak czy owak – kończy swoje panowanie, podpisując zobowiązania w sprawie tarczy, zapewniłby przemysłowi militarnemu, ściśle powiązanemu z Partią Republikańską, niebotyczne kontrakty, które pozwoliłby czerpać korzyści finansowe przez najbliższe lata.

Za taką interpretacją przemawia także retoryka ministra Radosława Sikorskiego. Można mu zarzucić wiele, ale nie to, że jest antyamerykański albo nie wie, co kryje neokonserwatywna świadomość. Sikorski pracował jako ekspert w American Enterprise Institute – intelektualnej kuźni administracji Busha. Jeśli ostro negocjuje, to może wie, iż w tym przedsięwzięciu jest drugie dno.

Twoje wybory zależą od tego, co wiesz

Tylko 19
za pierwszy miesiąc dostępu do rp.pl

Subskrybuj

Przemawia za tym fakt, że Sikorski niewiele mówi o bezpieczeństwie, za to bardzo dużo o pieniądzach, ściągając na siebie falę krytyki ze strony pisowskich jastrzębi, którzy – jako politycy słynni przede wszystkim ze swej dumy – nie spierają się o jakieś tam dolary. Tyle że postawa opozycji pisowskiej nie jest przejawem dumy, ale politycznej naiwności. Uczmy się od innych. I przypomnijmy, jak twardo Turcja (członek NATO) targowała się z Ameryką w 2003 r., gdy Waszyngton chciał użyć jej terytorium, przygotowując atak na Irak.

Ankara zażądała pomocy gospodarczej na złagodzenie ekonomicznych skutków wojny, oraz spadku liczby turystów, wzrostu oprocentowania kredytów i cen ropy. Waszyngton zaoferował 4 miliardy dolarów bezzwrotnych darowizn i 20 miliardów gwarancji pożyczkowych. Ankara domagała się ponad 30 mld. Tureccy politycy nie mówili, że nie wypada z Amerykanami się spierać o kasę, bo przecież gdy USA zaprowadzą demokrację w Iraku, to zwiększy się automatycznie bezpieczeństwo Turcji itd.

Radek Sikorski ma rację, pytając: dlaczego na budowie tarczy, która pochłonie miliardy dolarów, ma korzystać amerykański przemysł militarny, a nie państwo polskie? Tym bardziej że Polska musi się liczyć z kosztami politycznymi: nieufnością ze strony Rosji czy wstrzemięźliwością wobec całego projektu europejskich sojuszników.

Dlatego nasz rząd musi grać z Amerykanami bardzo ostro. Tym bardziej że Bush nie ma wielkiego wyboru. Jak podpowiada prof. Zunes, bushowska administracja wybrała Polskę nie ze względu na szczególne położenie geograficzne ani strategiczne uwarunkowania, ale dlatego, że nie znajdzie dziś wiele krajów, które chciałby wziąć udział w tak ryzykownym przedsięwzięciu.

Innymi słowy Bush nie może powiedzieć; „jeśli nie wy, to ktoś inny”. Jakoś nie widać kolejki państw gotowych nas zastąpić.

Podejmując decyzje o budowie tarczy antyrakietowej, musimy wziąć po uwagę dwie kwestie: potrzeby kraju i nasze interesy. Na razie nie zanosi się, aby – w zamian za zgodę Warszawy – Waszyngton chciał inwestować w nasz przemysł zbrojeniowy i zagwarantował zwiększenie naszego bezpieczeństwa. W dobrze pojętym naszym interesie leżą także poprawne stosunki z Moskwą, a ewentualna budowa tarczy – co zdaje się rozumieć Sikorski i o czym starał się z pozytywnym raczej skutkiem zapewnić ministra Siergieja Ławrowa – nie może w żadnym razie wpłynąć na ich pogorszenie.

Najważniejsze jest jednak być może to, że – jak mówi prof. Zunes – w samej Ameryce istnieje duży opór wobec realizacji tego projektu: jest zbyt drogi, niewykonalny i niepotrzebnie prowokuje innych ważnych graczy globalnej sceny do działań.

To zarazem wystarczające powody, aby zwlekać z podjęciem wiążących decyzji o przystąpieniu do budowy tarczy antyrakietowej co najmniej do chwili zmiany lokatora w Białym Domu. Zmiany, na którą z nadzieją czeka niemal cały świat.

Jarosław Makowski jest publicystą, członkiem krakowskiego Centrum Kultury i Dialogu.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wybór Friedricha Merza może przynieść Europie nadzieję
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem