„Ekshumacyjny koszmar" – tak zatytułowała "Gazeta Wyborcza" w minioną sobotę kolejny odcinek smoleńskiego serialu. Rzecz w tym, że Małgorzata Wassermann, córka posła PiS, kwestionuje rosyjskie dokumenty dotyczące sekcji zwłok jej ojca. Kwestionuje, bo opisano tam organy, które zabitemu w katastrofie posłowi wycięto wiele lat temu. "Podzieliła się makabrycznymi szczegółami z protokołu sekcyjnego" – z przyganą osądził Wojciech Czuchnowski.
Domysły i przecieki
Oglądałem rozmowę Małgorzaty Wassermann z Bohdanem Rymanowskim w TVN 24. Mówiła o tej sprawie bardzo poruszająco, ale oględnie – zresztą także dlatego, że należy ona do tajemnic śledztwa. Sugestia epatowania okropnościami brzmi szczególnie niegodziwie. Jak inaczej nawiązywać do sprawy, która cała najeżona jest makabrą? Jak rozumiem, "Wyborcza" ma tu jedną receptę: nie mówić o tym, zostawić. Jeśli zamiast protokołu z sekcji Wassermanna rodzina dostała protokół z innej, ma po prostu milczeć. Żeby nie było koszmaru.
Oryginalna to filozofia. A przecież niezależnie od szoku rodziny, która ma poczucie, że została oszukana, jest i pytanie ogólniejsze. W jakiej mierze wiarygodne są w takim razie dokumenty rosyjskie? I nie widzę tu żadnego szukania dziury w całym, czepiania się nieistotnych szczegółów. Sam jestem przeciwnikiem "smoleńskocentryzmu". Ale gdy fakty dosłownie pchają się przed oczy? Mamy udawać, że ich nie ma?
Czuchnowski używa ledwie zakamuflowanego argumentu: inne rodziny nie stwarzają problemów. I cytuje mecenasa Aleksandra Pocieja, pełnomocnika kilku takich rodzin. Nie tylko sugeruje on coś podobnego, ale też udziela dodatkowych informacji. "Pociej podkreśla, że jedyne badanie szczątków, które miało sens, dotyczyło sprawdzenia, czy na zwłokach nie ma śladów po materiałach wybuchowych (świadczyłoby to o możliwym zamachu). "Takie badania były przeprowadzone przez polskich patologów i prokuratorów i śladów tego typu nie znaleziono. Resztę zostawmy, jest zbyt straszna – apeluje adwokat"" – to cytat z "Wyborczej".
O ile mnie pamięć nie myli, polscy patologowie nie uczestniczyli w ogóle w sekcjach. Owszem, w tych pierwszych dniach pomagali rodzinom w identyfikacjach, robili zdjęcia i tyle. Prokuratorzy zaś odgrywali wyłącznie role statystów.