Pandemia wyostrzyła niektóre zjawiska i trendy, które obserwujemy od lat. Spadająca liczba urodzeń w Polsce to zjawisko spodziewane od dawna, ale porównując dane rzeczywiste z prognozami GUS (ostatnia przed wprowadzeniem 500+ była opublikowana w 2014 r.), widzimy, że w ciągu pierwszych czterech lat istnienia programu 500+ urodziło się o ponad 100 tys. więcej dzieci, niż zakładał wariant wysoki tej prognozy. Co więcej, wbrew przewidywaniom niektórych krytyków większość środków z programu jest wydawana na podstawowe potrzeby dzieci i edukację. Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że np. w rodzinach wielodzietnych wzrosła konsumpcja owoców.
Zmiany kulturowe
W popularnej świadomości za liderów wspierania dzietności uchodzą kraje skandynawskie. Rzeczywiście jeszcze dekadę temu notowały one wysokie poziomy współczynnika dzietności: Szwecja – 1,98, Norwegia – 1,95, Finlandia i Dania – 1,87. Jednak do dzisiaj (ostatnie dane za rok 2019) zauważyć można tendencję spadkową: Szwecja – 1,71, Dania – 1,70, Norwegia – 1,53 i rekordzista, czyli Finlandia, która spadła do poziomu 1,35 (współczynnik niższy niż Polski). Trudno zatem traktować te kraje jako bezwzględny wzór do naśladowania; warto jednak przyjrzeć się, jakie są przyczyny takich spadków.
Niewiele powstało badań i opracowań, które mierzą się z tym tematem, ale jedno z nich jest zdecydowanie warte zauważenia. W marcu tego roku pojawił się raport „More Work, Fewer Babies” przygotowany przez zespół demografów amerykańskich. Autorzy zwracają szczególną uwagę na kwestię zmian kulturowych. Punktem wyjścia jest obserwacja, że zasadniczo we wszystkich zachodnich krajach, zarówno kobiety, jak i mężczyźni wskazują rodzinę i pracę jako dwie bardzo ważne wartości. Pytanie – co jest ważniejsze? Czy naszą pracę dopasowujemy do rodziny, czy model rodziny, w tym aspiracje dotyczące potomstwa, dopasowujemy do ścieżki kariery?
Naukowcy wprowadzili pojęcie „workism”, które możemy spróbować przetłumaczyć jako pracocentryczność w przeciwieństwie do „familism”, rozumianego jako rodzinocentryczność. Osoby pracocentryczne w długiej perspektywie mają mniej dzieci niż ci, którzy podporządkowują swoją karierę planom rodzinnym. Nie oznacza to, że ci ostatni nie pracują, ani nawet, że znacznie mniej pracują. To oznacza, że mężczyźni poszukują zajęć bardziej dochodowych – by sprostać potrzebom powiększającej się rodziny. Statystyki (dane MF i ZUS) pokazują, że nic tak nie mobilizuje mężczyzn do pracy, jak narodziny dziecka. Kobiety z kolei świadomie rezygnują z pracy na jakiś czas, a później często wybierają pracę bardziej przewidywalną czasowo, spokojniejszą, często gorzej płatną.
Różne formy opieki
Jakie stąd płyną wnioski dla rządzących? Przede wszystkim takie, że instrumenty, które popychają młodych ludzi w stronę pracocentryczności, w długiej perspektywie wpłyną negatywnie na dzietność. Natomiast te, które wspierają rodziny w ich rodzinocentryczności, będą skuteczne.