Aktualizacja: 08.11.2018 19:49 Publikacja: 08.11.2018 20:00
Foto: Adobe Stock
Polski PKB per capita w 2016 r. wynosił 21,5 tys. euro rocznie w cenach stałych. PKB per capita to wskaźnik niezwykle prosty, a przez to może wydawać się mało miarodajny. Oznacza na przykład, że, po uśrednieniu, nasza praca jest warta miesięcznie 7700 zł. To sporo więcej niż średnia krajowa, która wynosi dziś 5000 zł, i poziom zarobków osiągany jedynie przez ok. 15 proc. zatrudnionych. Różnica wynika z podatków, z tego, że wynagrodzenia to tylko połowa PKB (reszta zarobki samozatrudnionych, zyski kapitałowe i przedsiębiorców), oraz że nie wszyscy mają zatrudnienie. Niemniej prostota miary PKB per capita w cenach stałych ma jedną potężną zaletę – pozwala bezpiecznie porównywać jak poziom dobrobytu zmieniał się w czasie i jak kształtuje się na tle innych krajów. Prześledźmy zatem, jak budował się polski dobrobyt w ciągu stu lat od odzyskania niepodległości.
Sygnał wysłany przez premiera może być odbierany pozytywnie jako deklaracja większej swobody prowadzenia działalności gospodarczej, jednak jeśli szybko nie pojawią się konkretne rozwiązania, entuzjazm może osłabnąć.
Jeszcze się zespół Rafała Brzoski nie zebrał, a już rośnie opór przed jego potencjalnymi propozycjami mającymi przeciąć pęta krępujące gospodarkę.
Donald Trump grzmi o niekorzystnym dla USA bilansie handlowym z UE. Zapowiadając cła, ostrzega, że czas, kiedy Stany były wykorzystywane, dobiega końca. Jeśli jednak spojrzeć na dane o złożonych relacjach handlowych, prawda zdaje się leżeć daleko od jego teorii.
Inwestycje, inwestycje, inwestycje, ogłosił premier. I do tego deregulacja.
Trudno sobie wyobrazić demokratyczne państwo w sercu Europy i poważnego członka UE bez dialogu społecznego. Silna reprezentacja central związkowych i największych organizacji pracodawców, których opinie są respektowane, a co najmniej wysłuchiwane przez rząd, to fundament demokracji w większości krajów Europy Zachodniej.
Czy w czasie polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej nadzwyczajny szczyt Europejczyków powinien się odbywać w Paryżu? To jedno z pytań, które się pojawiają po burzy wywołanej przez Amerykanów.
Kolejny mocny dzień w wykonaniu złotego. Dolar jest już poniżej 4 zł, a euro zbliża się do poziomu 4,15 zł.
Złoty pozostaje silny, ale chwilo jego ruch został zatrzymany. Rynek czeka na dane makroekonomiczne i informacje dotyczące Ukrainy.
Złoty w środę złapał lekką zadyszkę, ale nie oznacza to jednocześnie, że ma on problemy. Inwestorzy rozgrywają bowiem wątek pokoju na Ukrainie.
Złoty pozostaje silny. Euro jest coraz bliżej poziomu 4,15 zł, a dolar może spaść poniżej 4 zł. Skąd ten ruch?
Nie rozumiem, jak Magdalenka i przywoływanie gen. Jaruzelskiego mają się do wad obecnego procesu nominacyjnego sędziów.
Projekty nowelizacji mających wprowadzić tzw. ślepe pozwy zostały fatalnie napisane. To jednak nie powód, by wyrzucić je do kosza. Bo sama idea jest słuszna.
W polityce przestaliśmy być wyborcami i staliśmy się kibicami. Ta polaryzacja przeniosła się do sądów.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas