Jak pisze dziś „Rz", prokuratorzy i sędziowie nie chcą za jej pośrednictwem wysyłać akt do biegłych. Operator odpowiada, że tego kontrakt nie obejmuje. Naczelna Rada Adwokacka się niepokoi. Pracownicy sądów lustrują nowe punkty dostarczania przesyłek. W Zamościu odwiedzili sześć, żaden nie był właściwie oznakowany, a przesyłki nie były zabezpieczone.
Niepotrzebnie je lustrują, bo kontrolę w PGP wszczyna Urząd Komunikacji Elektronicznej, regulator rynku pocztowego. Jego szefowa Magdalena Gaj obiecuje zbadać, czy pozostawianie przesyłki sądowej np. w kiosku zapewnia zachowanie tajemnicy korespondencji. Twierdzi, że docierają do niej głosy zaniepokojonych obywateli. Sprawa wygląda poważnie, bo UKE może w skrajnych przypadkach nałożyć karę sięgającą nawet 2 proc. obrotu firmy.
Aż się chce zawołać: autor, autor. Cały ten pasztet upiekli urzędnicy Centrum Zakupów dla Sądownictwa, którzy rozpisali i rozstrzygnęli przetarg na obsługę korespondencji. Najwyraźniej zabrakło im wyobraźni. Po pierwsze, jako jedyne kryterium rozstrzygnięcia przetargu ustalili najniższą cenę. Typowy grzech urzędniczy. Prawo nie zabrania przecież innych kryteriów. Ale najniższa cena pozwala błysnąć przed szefami oszczędnością i uniknąć zarzutów o manipulacje przy przetargu. Po drugie, nie zaplanowali pilotażu – choćby w dwóch województwach – który pomógłby zebrać doświadczenia i ocenić jakość usług PGP. Zresztą można było podzielić zamówienie geograficznie – na województwa, czego urzędnicy nie zrobili. Wprowadzanie takiej rewolucji od razu w całej Polsce to błąd.
Zmiany w Poczcie Polskiej. Ma być szybciej i taniej