Sześć lat temu opublikowałem książkę pod nieco prowokacyjnym tytułem „Czy Polska dogoni Niemcy?". Prowokacyjnym dlatego, że wcale nie usiłowałem odpowiedzieć na zadane w tytule pytanie. Pisałem raczej o tym, co najbardziej różni dziś gospodarkę polską od niemieckiej i jakie zmiany musiałyby u nas nastąpić, aby dogonienie Niemiec było w ogóle realne. Wtedy książka nie wzbudziła zachwytu: pamiętam, że pewien dziennikarz, pytający mnie o niezbędne do tego reformy, był rozczarowany, kiedy usłyszał, że receptą nie jest ani wprowadzenie podatku liniowego, ani likwidacja VAT, ani konstytucyjny zakaz deficytu budżetowego. Czasy się zmieniają, a książka nadal nie budzi entuzjazmu: dziś z kolei rozczarowałbym wielu ambitnych patriotów opinią, że głównym narzędziem do dogonienia Niemiec nie jest również ani budowa CPK, ani wyprodukowanie miliona aut elektrycznych (Volkswagen ma już w tym roku wypuścić na rynek pół miliona takich aut; my mamy póki co dwa prototypy Izery, w dodatku zaprojektowane przez Niemców).