Jeszcze tydzień temu giełdy we Frankfurcie, Paryżu czy Londynie biły rekordy wszech czasów. Tej hossie towarzyszyło zdziwienie. Bo jak to możliwe, że indeksy są na szczytach, kiedy żyjemy w tak niepewnych czasach zarówno w ujęciu geopolitycznym, jak i gospodarczym. „Czasami rynki finansowe swoje, a wskaźniki finansowe swoje” – tłumaczyli tę sytuację niektórzy ekonomiści. I stało się. Niemal w jednej chwili te dwa światy przypomniały sobie o nierozłącznej korelacji.
Kilka dni temu gruchnęła wieść zza oceanu o kłopotach z płynnością kilku mniejszych banków. Bezpośrednia przyczyna? Błędy w zarządzaniu. Amerykańskie władze, korzystając z weekendu, podjęły natychmiastowe decyzje o ratunku i dopływie dolarów. Giełdy tąpnęły, aby później odważnie odrobić straty. I wydawało się, że po sprawie.
Niestety, już dzień później problem wrócił ze zdwojoną siłą. Co gorsza, pokonał ocean i zagościł bliżej nas, na europejskich salonach. Szwajcarski Credit Suisse, który co prawda od miesięcy borykał się z procesem restrukturyzacji, dostał zawału. Na akcjach nastąpił krach, a ryzyko niewypłacalności (w postaci tzw. CDS-ów) osiągnęło szczyty. Największy akcjonariusz – saudyjski Bank Narodowy, który jak inne globalne banki od miesięcy pozbywał się akcji Credit Suisse, wykluczył pomoc finansową. Przy okazji wykryto w nim istotne uchybienia w procedurach raportowania. Giełdy znów zanurkowały, euro się osłabiło, a inwestorzy, zwłaszcza w USA, dyskontują już nie kolejne podwyżki stóp, lecz ich mocne cięcie.
Czy są powody do niepokoju? A może to zwykła korekta? Raczej to pierwsze. Już ponad rok temu ostrzegano przed efektem zombie w gospodarce, czyli przed kłopotami z płynnością niektórych, źle zarządzanych banków i firm przyzwyczajonych przez dekadę do ultrataniego, łatwo dostępnego kapitału. To ryzyko na naszych oczach zaczęło się materializować.
Obserwujemy skutki spowolnienia, wręcz recesji w gospodarce. A z drugiej strony – właśnie gwałtownego podwyższania w ostatnich kwartałach stóp procentowych przez walczące w ten sposób z inflacją banki centralne. Wyższe stopy to niższa wycena wyemitowanych wcześniej obligacji. To z kolei obciąża bilanse banków, zmniejszając ich poduszkę płynnościową. W pierwszej kolejności obrywa się ryzykownym inwestycjom, jak start-upy czy fundusze venture capital.