Mądrzy politycy o tym wiedzą i dają wyborcom to, czego oni chcą. Chleba i igrzysk. Oczywiście im mniej chleba, tym więcej igrzysk, ale chleba jeszcze trochę jest, trwa więc licytacja, kto go rozda więcej. Igrzyska będą, jak się chleb skończy.
Na razie za chleb robią mieszkania. Bo to „nabrzmiały problem społeczny”. Lewica jako pierwsza rzuciła hasło „mieszkanie prawem, nie towarem”. Piękne hasło. Aczkolwiek prawo ma się do czegoś. Więc powstaje pytanie, czym jest to prawo i co to jest mieszkanie. Czy chodzi o czasownik „mieszkać” (mieć prawo gdzieś mieszkać) czy o rzeczownik – jakaś nieruchomość, w której można mieszkać. Czy „prawo” ma być rzeczowe czy zobowiązaniowe? Ale takimi szczegółami to nie ma co wyborcom główek zawracać.
Lewica chce budować mieszkania sama, tanio, szybko i je wynajmować najbardziej potrzebującym. „Każdemu według potrzeb” – to przecież oczywiste. Uczył już o tym sam Karol Marks. To oczywiste, że nie każdy, a nawet nie każda para prawa do mieszkania dostanie. Więc działacze będą mierzyć siłę potrzeby. Działacze Lewicy – zwłaszcza ci starsi – mają w tym niejaką wprawę, bo na tym przecież opierał się słynny „kwaterunek”. Też się dostawało „prawo do mieszkania”.
PiS z kolei zapowiedział, że da ludziom kredyty na te mieszkania. Oprocentowane na 2 proc. Ileż to śmiechu było z tego. Bo niby dlaczego banki mają kredytów udzielać na 2 proc., jak im się to nie będzie opłacać. Ale to dawno było, bo już ze dwa miesiące temu.
Teraz Platforma zapowiedziała, że da ludziom te kredyty na 0 proc. I śmiech ustał, bo się okazało, że po prostu „oprocentowanie kredytów i marże banków państwo weźmie na siebie”. Więc wybuchł oczywiście aplauz. Ja to jeszcze pamiętam, jak Orlen „wziął na siebie” opłatę emisyjną. A Państwo pamiętacie?