Krzysztof Adam Kowalczyk: Samochód staje się luksusem

Przeciętnego konsumenta coraz częściej nie będzie stać na własne auto. Wielu kierowców będzie musiało przeprosić się z transportem publicznym.

Publikacja: 26.12.2022 21:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: Samochód staje się luksusem

Foto: Adobe Stock

Niedawno siostra poprosiła mnie, bym przejrzał tanie modele samochodów, bo jej auto popularnej marki, którym jeździ „od nowości”, dobiega już dwudziestki i co rusz coś w nim szwankuje. Gdy niedawno odmówiło posłuszeństwa i wymagało kosztownej naprawy, siostra dojrzała do jego zmiany. Poświęciłem weekend na przejrzenie ofert dilerów oraz ogłoszeń z „używkami”. I przeżyłem szok.

Czytaj więcej

W salonach więcej aut, za to klientów mniej

Ceny wystrzeliły od czasu, kiedy niemal pięć lat temu sam zmieniałem samochód. W ówczesnej cenie nowego kombi z segmentu C, czyli samochodu klasy średniej, jak Golf czy Megane, można dzisiaj kupić co najwyżej auto z oczko niższego segmentu, i to dwuletnie – z przebiegiem rzędu 20 tys. km. Słowem, w cztery lata nowe auta z silnikami spalinowymi podrożały mniej więcej o połowę, przy skumulowanej inflacji w tym czasie rzędu 33 proc.

Wygląda na to, że także w nadchodzącym roku ich ceny znów wyprzedzą ogólny poziom inflacji. Według prognoz pójdą w górę o ok. 10 proc. Nowe samochody staną się jeszcze mniej dostępne. Tym bardziej że cena kredytu mocno wzrosła w związku z inflacją.

Podwyżki cen aut po pandemii wymusił znaczny wzrost stawek surowców. Jest też inny ważny powód: w interesie producentów jest maksymalne zamortyzowanie gigantycznych wydatków poniesionych na ulepszanie technologii silników spalinowych, skoro już w 2035 r. zejdzie ona ze sceny w Europie. Mające przed sobą przyszłość samochody elektryczne – owszem – coraz częściej pojawiają się na naszych ulicach, ale nadal są niemiłosiernie drogie. Nowe e-auto z segmentu C to wydatek rzędu 180 tys. zł, a najtańsze, jakie znalazłem, z segmentu oczko niżej (B) kosztuje ok. 100 tys. zł.

Co ważne, z rynku nowych samochodów w szybkim tempie schodzą diesle. A to oznacza, że firma, która chce zaopatrzyć w auta swoich przedstawicieli handlowych, musi zdecydować się raczej na benzynę i wydać dużo więcej nie tylko dlatego, że pojazdy mocno zdrożały, czy podrożał także leasing, ale dlatego, że benzyniak pali sporo więcej od diesla. W firmach, których pracownicy pokonują co miesiąc tysiące kilometrów, to istotna część bieżących kosztów eksploatacji. Dlatego na rynku dostępne są auta benzynowe fabrycznie wyposażone w instalację na tańszy LPG.

Czy w najbliższym roku dla użytkowników tanią alternatywą będą auta używane? Wątpię. Już teraz są drogie. I raczej będą trzymać cenę, skoro trudno spodziewać się większego napływu „używek” z przeżywającego problemy gospodarcze Zachodu. Np. w Niemczech w 2023 r. PKB ma spaść o 0,6 proc., a przecież nie wymienia się auta na nowe w kryzysie.

Wszystko to oznacza, że w polskich warunkach samochód staje się luksusem, na który nie będzie stać przeciętnego konsumenta. Wielu kierowców będzie musiało przeprosić się z transportem publicznym.

Niedawno siostra poprosiła mnie, bym przejrzał tanie modele samochodów, bo jej auto popularnej marki, którym jeździ „od nowości”, dobiega już dwudziestki i co rusz coś w nim szwankuje. Gdy niedawno odmówiło posłuszeństwa i wymagało kosztownej naprawy, siostra dojrzała do jego zmiany. Poświęciłem weekend na przejrzenie ofert dilerów oraz ogłoszeń z „używkami”. I przeżyłem szok.

Ceny wystrzeliły od czasu, kiedy niemal pięć lat temu sam zmieniałem samochód. W ówczesnej cenie nowego kombi z segmentu C, czyli samochodu klasy średniej, jak Golf czy Megane, można dzisiaj kupić co najwyżej auto z oczko niższego segmentu, i to dwuletnie – z przebiegiem rzędu 20 tys. km. Słowem, w cztery lata nowe auta z silnikami spalinowymi podrożały mniej więcej o połowę, przy skumulowanej inflacji w tym czasie rzędu 33 proc.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację