Piotr Mazurkiewicz: Zakupy w sklepie będą luksusem

Koszty działalności rosną, ceny także, a marże w handlu spadają. Sklepy znikają z ulic, a firmy eksperymentują z nowymi formami dotarcia do klienta, aby móc go utrzymać i nie stracić finansowo.

Publikacja: 01.09.2022 22:00

Piotr Mazurkiewicz: Zakupy w sklepie będą luksusem

Foto: Adobe Stock

Zapowiada się gorąca jesień w handlu. Obok rosnących rekordowo cen żywności, firmy czeka kolejna podwyżka cen energii czy ciepła. Do tego dochodzą choćby znacznie wyższe koszty przewozu towarów z powodu drogich paliw, a ostatnio wręcz obawy o dostępność energii. Nic więc dziwnego, że choć sklepy znikają od lat, to teraz można spodziewać się zdecydowanego przyspieszenia tego trendu. Żegnać będziemy zwłaszcza mniejsze placówki, których właściciele tracą siły na ciągłą walkę o przetrwanie.

Część firm stara się uciekać przed wzrostem kosztów, stawiając na różne formy dotarcia z zamówieniami do konsumenta – od ekspresowych zakupów dostarczanych w 15 minut po zakupy większe, na cały tydzień, ale dowożone już nie w tak krótkim czasie. W efekcie sklepy nawet w centrach metropolii przerabiane są na magazyny dla dostawców zakupów ekspresowych, co im usprawnia logistykę, ale dla miasta jest fatalne. Lokale dawniej pełne klientów robiących zakupy teraz straszą martwymi witrynami.

Czytaj więcej

Szybkie dostawy rosną. Glovo łączy siły z Carrefour, rywale nie składają broni

Ulice handlowe najpierw stały się gastronomicznymi, a później bary i restauracje przetrzebiła pandemia – ten sektor nadal nie odzyskał sił po covidzie. Z kolei wszelkie formy wygodnych internetowych zamówień najpierw uderzyły w księgarnie, później w sklepy odzieżowe, a teraz biją w spożywczaki.

Komisja Europejska od lat mówi o zjawisku handlowego wykluczenia, coraz więcej ludzi nie ma możliwości zrobienia nawet podstawowych zakupów blisko miejsca zamieszkania. Do Polski z przytupem wraca zapomniany już handel obwoźny – przybywa miejscowości, w których zakupy, zwłaszcza żywności, można zrobić tylko dzięki niemu. Firmy zajmujące się ekspresowymi dostawami skupiają się bowiem na dużych aglomeracjach i realizują dostawy czasem tylko w wybranych dzielnicach.

Gdy jedni będą zamawiać bułkę i kefir na śniadanie z dostawą w 15 minut, inni będą skazani na robienie dużych zakupów na zapas w odległych supermarketach. Jak w Ameryce – ale to raczej marna pociecha.

Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści z CASE: Brak przełomu w roku przełomu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Przerażające słowo „deregulacja”
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska w erze MAGA: mity o deficycie handlowym z USA
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Chrobry, do boju!
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego dialog społeczny wymaga mocnej reprezentacji?