Spowolnienie gospodarcze, wysoka inflacja i ubożenie społeczeństwa to dla rządzących problem polityczny, ale przede wszystkim to problem dla państwowej kasy, z której rząd musi wydawać krocie na wsparcie obywateli (najlepiej swojego elektoratu) w sytuacji, gdy wpływy podatkowe stopnieją. I tu zaczyna się gorączkowe poszukiwanie pieniędzy na pokrycie deficytu, a możliwości są ograniczone. Podniesienie podatku VAT uderza we wszystkich wyborców, także własnych. Najbezpieczniej więc wprowadzać podatki sektorowe czy od najbogatszych. Ale tym ostatnim łatwo jest ich unikać. Prościej więc pieniądze wytrząść z przedsiębiorstw energetycznych, bankowych czy sieci handlowych. I tą drogą – w obliczu problemów gospodarczych – idą już rządy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Węgier. Oczywiście, nie mógł tego nie zauważyć rząd polski, który do najbardziej liberalnych przecież nie należy.
Scenariusz jest zwykle podobny. Najpierw jest typowanie ofiar, sondowanie, kierowanie pogróżek i zarzutów, które usprawiedliwią golenie. Pierwsze, że są „na liście”, zorientowały się banki. Prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że oprocentowanie lokat jest zbyt niskie i jeśli to się nie zmieni, banki muszą się liczyć z dodatkowym podatkiem. Potem gorąco zrobiło się prezesom firm gazowych i energetycznych. Premier Mateusz Morawiecki wspomniał, że w grę wchodzi „podatek od zysków nadzwyczajnych na te spółki gazowe, energetyczne, które mają, rzeczywiście, bardzo wysokie zyski”.
Kiedy słyszymy, że nic nie jest jeszcze przesądzone, lecz tylko trwają analizy – jak ostatnio przekonywał rzecznik rządu – oznacza to, że wprowadzenie nowego podatku jest bardzo bliskie. Możemy się o tym dowiedzieć w każdej chwili i wszędzie, choćby na sopockim molo.
Czytaj więcej
Prace nad podatkiem od zysków nadmiarowych już trwają. Spółki skarbu państwa są mocno zaniepokojone.
Z takimi nadzwyczajnymi podatkami (windfall tax) jest spory problem moralny. Jak bowiem partia, która ma w nazwie „sprawiedliwość”, planuje sprawiedliwie wyliczyć, ile dokładnie wyniosły nadzwyczajne zyski. Wziąć jakąś średnią z pięciu, a może dziesięciu lat? A skoro państwo skubie firmy, bo skorzystały na wyjątkowej sytuacji rynkowej, to czy nie powinno ich w takim razie zwolnić z podatków albo pomóc w inny sposób, kiedy nie będzie ona sprzyjająca?