Witold M. Orłowski: Andersen i instytucje

Żyjemy w świecie, po którym krążą groźne, czarne łabędzie. Nikt nie wie, czy i kiedy nadlecą. Ale ekonomia podpowiada, co robić, aby aż tak bardzo nie bać się ich przylotu.

Publikacja: 11.11.2021 21:00

Witold M. Orłowski: Andersen i instytucje

Foto: Adobe Stock

Wygląda na to, że istnieje wiele powodów do pesymizmu w sprawie rozwoju globalnej gospodarki.

Dwa potężne kryzysy, których doświadczyliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu lat, mogą wcale nie być jednorazowymi wypadkami przy pracy. Ani kryzys finansowy, ani kryzys pandemiczny nie wywołały takich zmian w funkcjonowaniu globalnej gospodarki, które zabezpieczałyby ją przed kolejnymi wstrząsami. Odwrotnie, mamy do czynienia z bezprecedensowym wzrostem zadłużenia (w relacji do PKB) zarówno publicznego, jak i prywatnego. Mamy do czynienia z oderwaniem się rynków aktywów (giełdy, nieruchomości) od fundamentów gospodarczych, co może oznaczać ryzyko ukształtowania się, a potem pęknięcia kolejnej megabańki spekulacyjnej. Mamy do czynienia z ogromnym zwiększeniem ilości pieniądza bazowego i sztucznym potanieniem kapitału, co może wieść albo do kolejnej światowej fali inflacji, albo do jeszcze większego wybuchu na rynkach aktywów. Mamy nasilające się starcie gospodarcze Stanów Zjednoczonych z Chinami. Mamy rozwój populizmu, który może zakłócić politykę gospodarczą w wielu kluczowych krajach, od USA poczynając. I jeszcze do tego mamy różnorodne globalne zagrożenia – jak choćby pandemię, a także pojawiające się szybciej, niż się wydawało, efekty zmian klimatycznych. Brrrrr!

Co może zrobić kraj średniej wielkości, który sam nie ma jak wpłynąć na te globalne megatrendy, który nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć nachodzących kłopotów, a musi być gotowy na pojawienie się różnych, zawsze groźnych czarnych łabędzi?

Ma tylko jedną receptę. Musi zadbać o to, by mieć jak najmocniejsze instytucje, które będą w stanie odpowiednio zareagować na trudne do przewidzenia wstrząsy i problemy. W latach 1974–1980 szoki naftowe i stagflacja dotknęły całą Europę – ale w dysponującej mocnymi instytucjami odpowiedzialnymi za politykę gospodarczą RFN inflacja wyniosła średnio 4 proc. rocznie, a wzrost PKB ponad 2 proc., podczas gdy w znacznie słabszej (wówczas) pod tym względem Wielkiej Brytanii inflacja wyniosła aż 15 proc., a wzrost poniżej 1 proc. rocznie.

Niestety, w ciągu ostatnich lat instytucje odpowiedzialne za politykę gospodarczą w Polsce uległy znacznemu osłabieniu. Najbardziej jaskrawym symptomem tego zjawiska jest, po stronie polityki fiskalnej, rozmontowanie systemu informacji na temat finansów państwa, w rezultacie czego nikt nie bierze już na poważnie ogłaszanych danych o rzekomo dobrej sytuacji budżetu. Obecnie widzimy również silne osłabienie instytucji polityki pieniężnej, a przede wszystkim drastyczny spadek jej wiarygodności.

O możliwych fatalnych skutkach pogorszenia jakości polskich instytucji pisał niedawno w „Rzeczpospolitej" prof. Jerzy Wilkin, używając metafory z bajki Andersena o szatach cesarza. Używając podobnej andersenowskiej stylistyki mogę tylko dodać: kraj z mocnymi instytucjami jest w stanie poradzić sobie nawet z wielkim czarnym łabędziem. Przy słabych instytucjach problemem może stać się nawet stosunkowo nieduże, szare, brzydkie kaczątko.

Witold M.Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Wygląda na to, że istnieje wiele powodów do pesymizmu w sprawie rozwoju globalnej gospodarki.

Dwa potężne kryzysy, których doświadczyliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu lat, mogą wcale nie być jednorazowymi wypadkami przy pracy. Ani kryzys finansowy, ani kryzys pandemiczny nie wywołały takich zmian w funkcjonowaniu globalnej gospodarki, które zabezpieczałyby ją przed kolejnymi wstrząsami. Odwrotnie, mamy do czynienia z bezprecedensowym wzrostem zadłużenia (w relacji do PKB) zarówno publicznego, jak i prywatnego. Mamy do czynienia z oderwaniem się rynków aktywów (giełdy, nieruchomości) od fundamentów gospodarczych, co może oznaczać ryzyko ukształtowania się, a potem pęknięcia kolejnej megabańki spekulacyjnej. Mamy do czynienia z ogromnym zwiększeniem ilości pieniądza bazowego i sztucznym potanieniem kapitału, co może wieść albo do kolejnej światowej fali inflacji, albo do jeszcze większego wybuchu na rynkach aktywów. Mamy nasilające się starcie gospodarcze Stanów Zjednoczonych z Chinami. Mamy rozwój populizmu, który może zakłócić politykę gospodarczą w wielu kluczowych krajach, od USA poczynając. I jeszcze do tego mamy różnorodne globalne zagrożenia – jak choćby pandemię, a także pojawiające się szybciej, niż się wydawało, efekty zmian klimatycznych. Brrrrr!

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację