Andrzej Wojtyna: Kto na szefa NBP

Polski nie stać na drugą kadencję prezesa Adama Glapińskiego – pisze były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Aktualizacja: 24.10.2021 22:26 Publikacja: 24.10.2021 21:00

Andrzej Wojtyna: Kto na szefa NBP

Foto: Bloomberg

Podwyżka stóp procentowych NBP na październikowym posiedzeniu RPP o 0,4 pkt proc. będzie mieć ograniczone znaczenie dla procesów gospodarczych, szczególnie jeśli okaże się jednorazowa. Natomiast nieoczekiwany jej charakter, a także nieprzekonujące próby uzasadnienia podejmowane ad hoc przez członków RPP, wydają się potwierdzać negatywną opinię na temat sposobu funkcjonowania organów NBP w trudnym dla gospodarki okresie pandemii.

Wypowiedzi prezesa NBP wskazują przy tym wyraźnie, że gdyby jego starania o drugą kadencję zakończyły się powodzeniem, zwiększyłyby się i tak już poważne zagrożenia dla stabilności makroekonomicznej i finansowej, i tym samym dla przyszłości polskiej gospodarki, wynikające z polityki ekonomicznej rządzącej koalicji. Uważam, że druga kadencja prezesa Glapińskiego oznaczałaby jeszcze większe upolitycznienie banku centralnego, osłabienie jego wiarygodności i dalsze obniżanie jakości podejmowanych decyzji oraz sposobu ich komunikowania i wyjaśniania społeczeństwu. W połączeniu z wdrażaniem Polskiego Ładu i polityką budżetową nastawioną na kupowanie głosów przed wyborami byłaby to dla polskiej gospodarki wręcz zabójcza mieszanka.

Na drugą kadencję Adama Glapińskiego nie stać nie tylko samego NBP jako bardzo ważnej instytucji, z kurczącym się pod tym kierownictwem potencjałem analitycznym, badawczym i edukacyjnym, ale głównie polskiej gospodarki. Nie służyłoby to też prestiżowi środowiska ekonomistów i środowiska naukowego. Prezes NBP coraz częściej zapomina, że jego obowiązkiem oprócz dbania o wartość krajowego pieniądza jest też troska o społeczny prestiż naukowca z tytułem profesora.

Przestrzegając przed jego drugą kadencją, trzeba jednak pamiętać, że przy obecnej władzy możliwe jest powołanie na to stanowisko osoby jeszcze bardziej upolitycznionej i mniej kompetentnej. W polityce kadrowej PiS dominuje bowiem mechanizm negatywnej selekcji, swoisty wariant prawa Greshama-Kopernika ze sfery pieniądza: kandydat gorszy wypiera z obiegu trochę „mniej złego". Mechanizm ten wyniósł na wysokie stanowiska gospodarcze już pokaźną liczbę osób.

Tak więc, jeśli Adam Glapiński chce odnieść sukces, to w swojej kampanii wyborczej powinien rozważyć, czy straszenie jeszcze gorszym kandydatem to dobra strategia. Musi bowiem pamiętać o lekcji płynącej z anegdoty o cesarzu Neronie, który oceniając śpiewaków w konkursie, wysłuchał tylko pierwszego i dał nagrodę drugiemu, uznając że gorzej się nie da zaśpiewać. W niektórych systemach takie sposoby wyłaniania zwycięzców są możliwe. Dobrze pamiętać, że w wywiadzie dla RMF FM z 16.10.2021 r. prezes Kaczyński powiedział: „trzeba oczywiście dążyć do tego, żeby opanować inflację", a „niektórzy mówią (...), że bank narodowy podniósł stopy za późno". Może się okazać, że na wiosnę nagrodę w postaci prezesury NBP trzeba będzie przyznać np. obecnemu premierowi.

Kluczowy błąd

Mówiąc jednak poważnie, bardzo smutne i groźne jest to, że o drugą kadencję zamierza ubiegać się osoba, która narusza formalne i nieformalne zasady, jakie w światowej i polskiej bankowości centralnej udało się wypracować przez 30 lat. W tej kadencji RPP przy dominującej pozycji jej przewodniczącego popełniony został poważny błąd o istotnych implikacjach dla obecnych problemów z inflacją. Błąd polegał na trwaniu w przekonaniu, że jeśli nie zmienia się stóp, to społeczeństwu nie trzeba wiele wyjaśniać. Utrzymywanie stóp na stałym poziomie, gdy mocno zmienia się sytuacja gospodarcza, to w polityce pieniężnej istotna decyzja. Znaczne i relatywnie trwałe odchylenie cen w dół od celu inflacyjnego RPP przeczekał bez rzetelnego wyjaśnienia. Wydawało się, że Radzie równie komfortowo uda się przeczekać przejście od znacznego „niedostrzelenia" celu do wyraźnego przestrzelenia. Pod koniec kadencji fortuna się odwróciła, a RPP okazała się słabo przygotowana na wyzwania decyzyjne i komunikacyjne, jakie pandemia postawiła przed bankami centralnymi.

Przykład Adama Glapińskiego pokazuje, że nawet najlepsze rozwiązania instytucjonalno-prawne, mające gwarantować niezależność banku centralnego od cyklu politycznego, nie są skuteczne, jeśli osoba pełniąca w nim trzy kierownicze funkcje nie respektuje zasad, a system podmiotowej odpowiedzialności (accountability) nie działa.

Tym, co wyróżnia Adama Glapińskiego na tle innych szefów banków centralnych, ulegających presji politycznej, jest jego zaangażowanie się w ten proces, wręcz wychodzenie przed orkiestrę. Ataki na niezależność banków centralnych są typowe dla krajów o quasi-autorytarnych, populistycznych formach rządów. Wystarczy wspomnienie doświadczenia Ameryki Łacińskiej, a współcześnie – Węgier czy Turcji. Prezesi broniący integralności i niezależności banków centralnych i podejmowanych przezeń decyzji byli szykanowani, a czasem zmuszani do rezygnacji.

W Polsce prezesa NBP łączą z „centralą" bardzo dobre relacje. Przed wystąpieniem 8 października 2021 r. na Kongresie 590 związki te były jednak przezeń mniej lub bardziej umiejętnie skrywane przed opinią publiczną. W trakcie tej konferencji prezes NBP nie tylko przedstawił fałszywą diagnozę stanu i perspektyw polskiej gospodarki, ale de facto wyraził poparcie dla polexitu, dokonując tym samym ataku od wewnątrz na polityczną niezależność kierowanej przez siebie instytucji. Biorąc pod uwagę zaskakującą treść wypowiedzi, niezwykle trudną do pogodzenia z funkcją prezesa banku centralnego, stawka w grze musiała być wysoka. Bardzo chciałbym się mylić, ale najbardziej przekonująca wydaje się taka interpretacja: otóż kilka dni przed posiedzeniem RPP prezes Glapiński prawdopodobnie zorientował się lub otrzymał z „centrali" jasny sygnał, że w PiS dokonała się istotna zmiana w ocenie konfiguracji czynników gospodarczych, wpływających na poparcie polityczne. Zmieniły się więc oczekiwania wobec działań prezesa NBP.

Władze PiS stanęły przed pytaniem: czy inflacja stała się tak ważnym problemem dla własnego elektoratu, że jej polityczne koszty zaczęły już dominować nad wynikającymi z niej korzyściami budżetowymi, które pozwalają na kupowanie poparcia politycznego?

Swoją lojalność Adam Glapiński musiał wyrazić inaczej niż poprzez zapowiedź podwyżki stóp, bo nie pozwalał na to tzw. blackout przed posiedzeniem RPP. Nie wystarczała też wcześniejsza bezwarunkowa, niepoparta poważną analizą deklaracja, że w trakcie jego kadencji Polska nie przystąpi do strefy euro. Za niezbędne uznał wyjście przed szereg i pokazanie, że Polska może sobie dać radę bez środków unijnych, co sugeruje, że także członkostwo Polski w UE nie jest dla niego ważne.

Biorąc pod uwagę sposoby reagowania PiS na krytykę, trudno uznać, aby sam apel byłych prezesów NBP i byłych członków RPP skłonił Adam Glapińskiego do zmiany decyzji w sprawie stóp. Musiało chodzić o coś niezwykle dla niego ważnego, a wcześniej niebranego pod uwagę. Przypuszczam, że to obawa przed utratą politycznego poparcia w staraniach o drugą kadencję skłoniła go najpierw do lojalnościowej „szarży polexitowej" na Kongresie 590, a potem do głosowania za podwyżką stóp.

Równie zaskakujące jak decyzja o podwyżce było jej jednomyślne podjęcie, o czym w wywiadzie poinformował dr Jerzy Kropiwnicki. Wcześniejsze wypowiedzi niektórych członków RPP, głównie przewodniczącego, sugerowały, że decyzję podjęto niewielką większością głosów. Sam sposób wyjaśnienia decyzji jest daleki od jednomyślności, a czasem wzajemnie sprzeczny i na rozczarowującym poziomie merytorycznym. Jednomyślność decyzji nie jest sama w sobie powodem do satysfakcji, jeśli nie towarzyszy jej przedstawienie przekonującej argumentacji, zwłaszcza przez te osoby, które w kilka dni zmieniły zdanie.

„Szkodliwe" pytania

Prof. Grażyna Ancyparowicz w wywiadzie z 14 października 2021 r. dała odpór krytykom polityki NBP, mówiąc, że „bank centralny jest autonomiczny i sugerowanie, czy wprost wyrażanie opinii, czy stwarzanie atmosfery, że nasze decyzje były czymś wymuszone, są szkodliwe". Szkoda, że prof. Ancyparowicz nie skomentowała, jak w takim razie na wiarygodność NBP wpłynęło wystąpienie prezesa na Kongresie 590.

Pozwolę sobie w związku z tym zadać następujące „szkodliwe" pytanie: jeśli przez tak długi okres RPP uważała, że inflacja zależy od zewnętrznych szoków podażowych, na które nie ma wpływu, to jaki nowy, wymagający reakcji szok pojawił się w dniach przed decyzją? Do tego chciałbym dodać „szkodliwy" komentarz, że w wypowiedziach członków RPP nie pojawiają w sposób wyraźny takie kwestie z toczącej się na świecie dyskusji, jak:

a) stopień, w jakim niekorzystny szok podażowy podnosi inflację, a w jakim obniża tempo wzrostu;

b) zróżnicowany wpływ pandemii na poszczególne sektory gospodarki i tym samym na względne ceny i płace (ich strukturę);

c) optymalna stopa inflacji wspomagająca proces dostosowań strukturalnych wywołanych pandemią;

d) związki inflacji ze zmianami w poziomie aktywności zawodowej;

e) wpływ pandemii na potencjalny PKB;

f) kierunek i siła zależności przyczynowej między oczekiwaną a rzeczywistą inflacją;

g) zmienione w trakcie pandemii związki polityki pieniężnej z polityką fiskalną i ocena łącznej restrykcyjności polityki makroekonomicznej i makroostrożnościowej.

Dobrze byłoby też np. usłyszeć od szefa NBP, że długie utrzymywanie za niskich stóp wynikało z logiki modelu V. Guerrieri et al. pokazanego na niedawnej prestiżowej konferencji w Jackson Hole. Pozwoliłoby to przynajmniej w części przywrócić wiarę w kontakt RPP z najnowszymi badaniami i uśmierzyć wątpliwość, że chodziło o wsparcie budżetu, by utrzymać poparcie wyborców dla rządzącej ekipy.

Do niedawna Adam Glapiński potrafił narzucić większości członków RPP i większości społeczeństwa (wraz z elektoratem PiS) wygodną dla siebie narrację, że w sprawie przyspieszającej inflacji nie można nic zrobić, bo wynika ona z czynników zewnętrznych. Narrację tę próbowano czasem uwiarygodnić takimi fachowymi określeniami, jak szoki podażowe czy akomodacja monetarna, nie pokazując jednak, czy w RPP ukształtował się jakiś pogłębiony sposób rozumienia zależności leżących u podstaw tego zjawiska w warunkach pandemii.

Co znamienne, zarówno przed, jak i po decyzji o podwyżce stóp członkowie RPP nie próbowali nawet odnieść się do takich kwestii jak to, czy drożyzna i inflacja to synonimy i czy uzasadnione jest używanie w obecnym kontekście pojęć „szalejąca" czy „galopująca" inflacja zamiast adekwatnego określenia „wysoka inflacja jednocyfrowa", którego ostatnio użył prof. Willem Buiter.

Ponury paradoks

Przyspieszenie inflacji w Polsce to zjawisko niekorzystne, ale samo w sobie nie zagrażałoby stabilności makroekonomicznej i finansowej, gdyby nie postępujące upolitycznienie NBP i odchodzenie prezesa Glapińskiego od wypracowanych w świecie standardów bankowości centralnej. Jest on ważnym czynnikiem sprawczym ponurego historycznego paradoksu, w jakim znalazła się polska gospodarka: im bardziej bowiem wypycha się Polskę z form współpracy w UE i z jej dorobku instytucjonalnego oraz promuje prymitywnie rozumianą suwerenność krajowej polityki ekonomicznej, tym większe stają się wymagania jakościowe co do kwalifikacji i standardów etycznych osób odpowiedzialnych za wartość złotego.

Ponieważ wymogi te nie są niestety przez Adama Glapińskiego w wystarczającym stopniu spełnione, a o członkach RPP następnej kadencji jeszcze nic nie wiadomo, to tym samym na atrakcyjności w zaskakujący sposób zyskuje idea, aby stabilność makroekonomiczną Polski oprzeć raczej na wiarygodności EBC.

W jednym z wywiadów prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że w przyszłości obywatel będzie mógł sobie wybrać sąd. Znacznie lepiej byłoby, gdyby możliwy stał się raczej wybór banku centralnego. Gdyby Adam Glapiński został na drugą kadencję, to taka możliwość mocno zyskałaby na atrakcyjności. Inaczej mówiąc, obecny prezes NBP jest silnym, dodatkowym argumentem za wejściem do strefy euro. Muszę jednak zgodzić się z opinią, że każdy, kto krytykuje Adama Glapińskiego, zwiększa jego szanse na reelekcję. I za to bardzo przepraszam, bo kontynuacja obecnego, coraz bardziej upolitycznionego sposobu prowadzenia polityki pieniężnej w Polsce oznacza ryzyko odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla stabilności i wzrostu gospodarczego. Scenariusz turecki czy argentyński ze skokowym wzrostem premii za ryzyko niewypłacalności kraju i znacznym przyspieszeniem inflacji staje się bardziej prawdopodobny, jeśli wiodące pomysły prezesa NBP na drugą kadencję to zakup 100 ton złota, nowy banknot 1000-złotowy ze św. Jadwigą Andegaweńską i rezygnacja ze środków unijnych.

Prof. Andrzej Wojtyna pracuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie

Podwyżka stóp procentowych NBP na październikowym posiedzeniu RPP o 0,4 pkt proc. będzie mieć ograniczone znaczenie dla procesów gospodarczych, szczególnie jeśli okaże się jednorazowa. Natomiast nieoczekiwany jej charakter, a także nieprzekonujące próby uzasadnienia podejmowane ad hoc przez członków RPP, wydają się potwierdzać negatywną opinię na temat sposobu funkcjonowania organów NBP w trudnym dla gospodarki okresie pandemii.

Wypowiedzi prezesa NBP wskazują przy tym wyraźnie, że gdyby jego starania o drugą kadencję zakończyły się powodzeniem, zwiększyłyby się i tak już poważne zagrożenia dla stabilności makroekonomicznej i finansowej, i tym samym dla przyszłości polskiej gospodarki, wynikające z polityki ekonomicznej rządzącej koalicji. Uważam, że druga kadencja prezesa Glapińskiego oznaczałaby jeszcze większe upolitycznienie banku centralnego, osłabienie jego wiarygodności i dalsze obniżanie jakości podejmowanych decyzji oraz sposobu ich komunikowania i wyjaśniania społeczeństwu. W połączeniu z wdrażaniem Polskiego Ładu i polityką budżetową nastawioną na kupowanie głosów przed wyborami byłaby to dla polskiej gospodarki wręcz zabójcza mieszanka.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację