Dług i polityka

Dług publiczny jest przede wszystkim skumulowanym deficytem budżetowym z wielu lat i stanowi efekt wyboru polityków.

Publikacja: 13.07.2010 03:24

Zadziwiająca łatwość, z jaką rządy bądź parlamenty europejskie (i nie tylko) tworzą deficyty, czyli zaciągają długi, często za granicą, wynika z kilku powodów.

Po pierwsze, jest chęć przypodobania się wyborcom czy klientom politycznym i pozyskania ich przychylności skutkującej utrzymaniem się przy władzy. Tu rzadko który rządzący wykazuje wstrzemięźliwość. Po drugie, rządzący nie muszą sami kłopotać się spłatą tego długu. Zajmą się tym kolejne rządy i kolejne pokolenia. Dla przypomnienia, dopiero teraz Polska kończy spłacanie długów zaciąganych w epoce Edwarda Gierka.

Kolejny powód to powszechne wśród polityków przekonanie, że państwo poradzi sobie z obsługą długu bądź to zwiększając obciążenia fiskalne i obcinając wydatki, bądź rolując historyczny dług, czyli emitując obligacje, co umożliwia odsunięcie płatności w czasie. Politykom na ogół nie przeszkadza fakt, że obsługa długu publicznego ogranicza wydatki bieżące budżetu.

Kreując corocznie deficyt budżetowy, politycy wykazują krótkowzroczność i brak wyobraźni. Instynkt samozachowawczy bądź zdrowy rozsądek powinny kazać ograniczać deficyt i tworzyć nadwyżki budżetowe (zapomniane słowo w finansach publicznych) podczas dobrej koniunktury, aby w powtarzających się cyklicznie recesjach mieć bufor umożliwiający utrzymanie wydatków na wcześniejszym poziomie.

Politycy zapominają, że deficyt budżetowy ma cechy śnieżnej kuli, raz powiększony wykazuje tendencję do niekontrolowanego wzrostu. Jak pokazuje współczesna historia gospodarcza, przed nadmiernym zadłużaniem finansów publicznych polityków nie powstrzymuje nawet groźba doprowadzenia do niewypłacalności państwa. W ostatecznym rachunku wierzyciele zagraniczni umorzą część długu, a resztę uda się jakoś spłacić.

Wiąże się to z utratą wiarygodności przez państwo i – najczęściej – stagnacją gospodarczą oznaczającą utratę przez społeczeństwo tego, co osiągnięto dzięki wcześniejszemu nadmiernemu wydawaniu publicznych pieniędzy. Mimo wszystko łatwiej jest się powstrzymać przed rozrzutnością, niż odbierać ludziom rzecz raz daną.

[i]Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową[/i]

Zadziwiająca łatwość, z jaką rządy bądź parlamenty europejskie (i nie tylko) tworzą deficyty, czyli zaciągają długi, często za granicą, wynika z kilku powodów.

Po pierwsze, jest chęć przypodobania się wyborcom czy klientom politycznym i pozyskania ich przychylności skutkującej utrzymaniem się przy władzy. Tu rzadko który rządzący wykazuje wstrzemięźliwość. Po drugie, rządzący nie muszą sami kłopotać się spłatą tego długu. Zajmą się tym kolejne rządy i kolejne pokolenia. Dla przypomnienia, dopiero teraz Polska kończy spłacanie długów zaciąganych w epoce Edwarda Gierka.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czy Europa może być znów wielka?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Donald Trump rąbie siekierą, Europa odpowiada skalpelem
Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń