Kabanos odzyskany

Autorski przegląd prasy Stosunki polsko-niemieckie do łatwych nie należą. Zwłaszcza dla nas, Polaków. Meczu piłkarskiego z RFN wygrać nie potrafimy, w biznesie trudno znaleźć firmę, która przyćmiłaby dokonania koncernów z nad Renu, siła Warszawy w europejskiej polityce też nieco słabsza niż Berlina. W takiej sytuacji trzeba się cieszyć z mniejszych sukcesów. A takim jest niewątpliwie zwycięski wyścig po kiełbasę

Publikacja: 20.10.2011 12:18

Mimo protestów naszych zachodnich sąsiadów polskie lobby kiełbasiane okazało się górą i Komisja Europejska podjęła wczoraj decyzję o wpisaniu kabanosa na listę tradycyjnych produktów regionalnych UE. Innymi słowy kabanos, jako produkt według regionalnej polskiej receptury, będzie na terenie Wspólnoty chroniony.

Dla Niemców cios tym dotkliwszy, że przegrali w październiku. Oktoberfest z polską kiełbasą to nie brzmi najlepiej.

Oczywiście nie sądzę, by popsuło to Niemcom humor. Jeśli nawet miliardy euro utopione w obligacjach Grecji i w pomocy dla tego kraju nie potrafiły wyprowadzić sąsiadów z nad Renu z równowagi. Greków wyprowadził sam fakt, że ktoś, kto im pomaga, ma jeszcze jakieś oczekiwania i śmie stawiać warunki.

Jak donoszą „Rzeczpospolita" i „Gazeta Wyborcza" Grecy są tak wściekli, że 70 tys. z nich wyszło wczoraj na ulice Aten z koktajlami Mołotowa. Pozostali nie wyszli z domów w ogóle. W związku z czym nie pracują sklepy, urzędy, poczty, szpitale, banki i komunikacja miejska. To protest przeciwko rządowym programom oszczędnościowym, wymuszonych przez kraje, które utopiły w Grecji miliardy i boją się teraz, że euro, jak wirus zależy ich gospodarki grecką chorobą.

Myślę, że odebranie Atenom praw do produkcji fety, nie wyciągnęłoby z domów nawet tysiąca protestantów. Żywnością z Grekami nie pogramy.

Polskie firmy mają do siedzenia w domu zupełnie inne podejście niż greckie. Z badania firmy Sedlak & Sedlak, którym zajęli się dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej", wynika, że nad Wisłą siedzenie w domu nie wchodzi w grę.

Stoi to oczywiście w sprzeczności z potrzebami (a raczej marzeniami) pracowników, z których 40 proc. marzy o elastycznym czasie pracy, a co czwarty najchętniej pracowałby z domu.

Co czwarta polska firma zgadza się jednak, aby pracownicy przychodzili do pracy w porach, które najbardziej im odpowiadają. Nawet jeśli wciąż oznacza to konieczność spędzania w pracy minimum ośmiu godzin, to i tak wskazuje na elastyczność (a wręcz empatię), o którą polskich firm bym nie podejrzewał.

Zdaniem przepytanych przez „DGP" specjalistów – firmy nie wierzą, że takie podejście do pracownika im się opłaci. Albo najzwyczajniej boją się ich niedojrzałości. Z badania Euler Hermes wynika, że 90 proc. polskich firm złapało swoich pracowników na kradzież, oszustwie lub załatwianiu prywatnych spraw w godzinach pracy. Faktycznie można się obawiać, że spełnianie marzeń pracowników tylko im może wyjść na dobre. Ale może, nawet pomimo niebezpieczeństw, warto spróbować?

Jak donoszą gazety francuskiej parze prezydenckiej spędzanie czasu w domu się opłaciło. Wczoraj Carla Bruni powiła córeczkę. Nicolas Sarkozy to pierwszy prezydent w historii Francji, któremu urodziło się dziecko podczas sprawowania urzędu. Wniosek dla Greków: pracę z przyjemnościami można pogodzić.

Opinie Ekonomiczne
Marcin Piątkowski: Jak pobudzić inwestycje prywatne
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie Ekonomiczne
Guntram Wolff: Strefa euro musi wzmocnić wsparcie militarne dla Bałtów
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie