Co się dzieje na rynku luksusowych apartamentów?
Michał Lech: Pojęcie luksusowych apartamentów lekko zbutwiało. Każdy nowy budynek w Warszawie, daleko od wszystkiego, z planowaną linią metra i z sufitem 2,65 m nazywany jest luksusowym apartamentem. Tymczasem prawdziwy luksus to dobra lokalizacja, wysoki sufit, ciekawa architektura, spektakularne wykończenie i spa. Przed Covid-19 niektórzy inwestorzy kupowali mieszkania na wynajem (a raczej ich rysunki) np. w okolicy ul. Zajęczej na Powiślu w cenie 21 tys. zł za metr.
To czyste szaleństwo i brak znajomości lokalnego rynku, biorąc pod uwagę, że za chwilę do wynajmu zostanie przeznaczonych ok. 90 apartamentów w fenomenalnie odrestaurowanej Elektrowni Powiśle. Po co zatem wydawać prawie 600 tys. na 27-metrową kawalerkę, gdy naprzeciwko szykuje się perełka z całym zapleczem spa? To tylko przykład, jak bardzo rynek był przegrzany w 2019 roku i jak decyzje zakupowe były podyktowane wyłącznie pięknymi wizualizacjami i opowieściami o przyszłości.
Przyszła jednak korekta.
Dziś inwestorzy, zanim kupią "powietrze" i obietnice, to sprawdzą dwa razy, czy jest już wbita chociaż symboliczna łopata i czy obok nie buduje się coś ciekawszego. Tę półkę apartamentów deweloperskich w trakcie budowy z pewnością czeka spora korekta. Rendery, foldery i obietnice to już dziś za mało, aby przekonać klienta do zakupu. Na temat luksusowych nieruchomości powinniśmy spojrzeć nie tylko przez pryzmat liczb (inflacja, PKB, etc.), ale również biorąc pod uwagę model społeczeństwa i jego perspektyw na przyszłość.