Reklama
Rozwiń

Mieszkania ciągle drożeją

W okresie pandemii tempo wzrostu cen to ok. 5 proc. w skali roku – szacuje Michał Cebula, prezes HRE Think Tank. To nie koniec podwyżek.

Aktualizacja: 08.12.2020 20:50 Publikacja: 08.12.2020 20:13

Mieszkania ciągle drożeją

Foto: 123rtf

Pandemia nie zatrzymała wzrostów cen mieszkań. - Dla jednych to zaskoczenie, ale ja się tego spodziewałem. W okresie pandemii tempo wzrostu cen oscyluje w granicach 5 proc. w skali roku – szacuje Michał Cebula, prezes HRE Think Tank. - To oczywiście mniej niż w czasie przedcovidowym, ale wtedy rynek był zbyt rozgrzany. Dziś widać bardzo duży popyt na mieszkania relatywnie tańsze - bardziej na obrzeżach niż w topowych lokalizacjach, kompaktowe. Spodziewam się, że w kolejnych kwartałach ceny mieszkań będą rosły w tempie 7-8 proc. w skali roku. Będzie to możliwe pomimo osłabienia gospodarki, ponieważ wielu inwestorów szuka bezpiecznej przystani dla kapitału, a lokaty bankowe przynoszą realne starty z powodu inflacji. Rekordowo tanie są tez kredyty hipoteczne.

Hossa trwa

Prezes HRE Think Tank podkreśla, że dla długoterminowej stabilizacji rynku mieszkaniowego ważne jest to, aby mieszkania nie drożały zbyt szybko w odniesieniu do inflacji czy naszych pensji. - W sumie, jakkolwiek może i źle to brzmi, to „ wskutek epidemii" do mniej więcej właśnie takiej bezpiecznej skali wzrostów cen wróciliśmy. W trakcie hossy, której de facto wciąż jesteśmy świadkami, ceny mieszkań w Polsce rosły najpierw przez cztery lata wolniej niż wynagrodzenia – mówi Michał Cebula. - Potem sytuacja się odwróciła i przez kolejne dwa lata pensje nie nadążały za cenami mieszkań w dużych miastach. Zbyt szybki wzrost cen względem zarobków powoduje, że mieszkania stają się coraz mniej dostępne, czego skutkiem jest niezadowolenie społeczne.

Na wzrosty cen wskazuje najnowszy indeks HRE (wskaźnik koniunktury na rynku nieruchomości). Z analiz wynika, że po wiosennym ochłodzeniu sytuacja bardzo szybko wróciła do normy. - Widząc odbudowę popytu, deweloperzy zaczęli znowu wprowadzać na rynek sporo nowych mieszkań. W odróżnieniu od sytuacji z drugiego kwartału banki jesienią nie zdecydowały się też na ponowne zaostrzenie kryteriów udzielania kredytów mieszkaniowych. Co ważne, nie obserwujemy zjawisk wskazujących na trwałe nierównowagi na rynku nieruchomości mieszkaniowych oraz możliwość wystąpienia takich nierównowag w najbliższym czasie – podaje HRE Think Tank w najnowszy raporcie.

Eksperci pod uwagę (poza cenami mieszkań) biorą 18 wskaźników. Analizują co kwartał m.in. sytuację gospodarstw domowych, skłonność banków do udzielania kredytów, osiedla w budowie. - Efekt? W trzecim kwartale HRE Index przyjął wartość 0,655. Interpretacja tego wskaźnika, jak i jego składowych jest taka, że zarówno zbyt wysokie (ponad 0,85), jak i zbyt niskie (poniżej 0,15) odczyty sugerują nierównowagi na rynku. Podczas gdy wyniki wysokie sugerować mogą narastanie bańki spekulacyjnej, to wyniki niskie sugerują zapaść na rynku mieszkaniowym – tłumaczą analitycy. - Najnowszy odczyt pozostaje w strefie bezpiecznej. Zanotowaliśmy też niewielki spadek jego wartości zarówno względem poprzedniej publikacji, jak i tej sprzed roku. Jest to efekt m.in. wiosennego ograniczenia rozpoczynania nowych inwestycji czy ograniczonej akcji kredytowej.

Jedynym subindeksem, który w ciągu ostatnich trzech miesięcy zaliczył wzrost i to wzrost dość niespodziewany jest subindeks cen nieruchomości. - Jeszcze w drugim kwartale był on notowany na poziomie 0,898, podczas gdy najnowszy odczyt jest symbolicznie, ale jednak wyższy (0,905). Tym samym balansujemy na drugim progu ostrożnościowym. Przede wszystkim jest to skutek uwzględniającego inflację wzrostu cen mieszkań – czytamy w raporcie. - Trzeba mieć bowiem świadomość, że ceny nie przestały rosnąć – szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę okres 12 miesięcy, w którym uwzględniamy jeszcze szybki rajd cen sprzed epidemii. W takim ujęciu mieszkania w Polsce drożeją o ok. 10 proc. (nominalnie) i mówimy tu o wskaźniku obliczonym na podstawie cen transakcyjnych lokali używanych w największych miastach, który ponadto uwzględnia jakość sprzedawanych mieszkań, a nie tylko w prosty sposób pokazuje średnią cenę transakcyjną. Warto jednak podkreślić, że w samym trzecim kwartale mieszkania drożały już dwa - trzy razy wolniej niż przed epidemią. Wolniejsza dynamika zmian powinna doprowadzić do normalizacji odczytów subindeksu cen. Z drugiej strony fakt, że ceny mieszkań rosną dowodzi, że pomimo zawirowań, popyt na mieszkania wciąż jest wyższy od podaży.

Ceny mieszkań używanych są wciąż poniżej poziomu ze szczytu ostatniej hossy. W ujęciu realnym, a więc po uwzględnieniu inflacji, do pokonania tego poziomu wciąż brakuje ok. 5 proc. 11 proc. -  w przypadku mieszkań nowych. - Różnica jest tym bardziej widoczna, jeśli na poziom cen nałożymy fakt, że przez ostatnie lata mocno wzrosły wynagrodzenia Polaków. I tak na przykład dziś za przeciętną pensję w Warszawie (ok. 5,1 tys. zł netto) można kupić ok. 0,5 mkw. mieszkania. Dla porównania w trzecim kwartale 2007 r. za metr lokalu w stolicy płacono trochę ponad 9,1 tys. złotych. Wynagrodzenia były jednak prawie dwa razy niższe niż dziś. W efekcie średnia pensja pozwalała na zakup niewiele ponad 0,3 mkw. przeciętnego „M".

Więcej kredytów

Autorzy raportu HRE Think Tank zwracają uwagę, że najmocniejsze zmiany zaszły w bankach. - Wartość subindeksu tego sektora spadła do poziomu 0,471 (z 0,549 przed kwartałem czy 0,606 rok wcześniej). Trudno się temu dziwić. Spadek ten wynika wprost z wyraźnego zaostrzenia polityki udzielania kredytów mieszkaniowych przez większość banków. Ruch ten obserwowaliśmy od pierwszych tygodni epidemii. Banki pierwotnie spodziewały się spadku cen mieszkań i ograniczenia popytu na nieruchomości. To dlatego wprowadzały wyższe wymagania odnośnie do wkładu własnego i źródeł dochodów potencjalnych kredytobiorców oraz podnosiły marże kredytowe – wyjaśniają eksperci. - Szybko okazało się jednak, że te kasandryczne prognozy są błędne. Dlatego też banki już pod koniec wiosny zaczęły powoli ułatwiać dostęp do kredytów. Najpierw dotyczyło to cen samego kredytu (marż, czyli obok WIBOR-u, składnika oprocentowania kredytów).

Potem dopiero liberalizację można było zobaczyć poprzez spadek wysokości wymaganego wkładu własnego czy trochę odważniejsze akceptowanie takich źródeł dochodów jak umowy śmieciowe czy samozatrudnienie. Efekt? Rosnący popyt na kredyty hipoteczne i rekordowa sprzedaż kredytów w październiku.

HRE Think Tank spodziewa się, że w ostatnim kwartale roku banki wypłacą więcej kredytów niż w analogicznym okresie 2019 roku. Polacy chcą korzystać z najtańszych kredytów w historii. Przeciętny nowy kredyt mieszkaniowy był w październiku udzielany z oprocentowaniem na poziomie 2,9 proc. (w tym prawie 2,7 proc. marży). Przed epidemią średnia wynosiła około 4,4 proc. (w tym marża na poziomie od 2,5 do 2,7 proc.). - Z drugiej strony na sprzedaży kredytów mieszkaniowych powinno też zależeć samym bankom. Chodzi o to, że te właśnie produkty są dla nich relatywnie mało ryzykowne. Przy tym szczególnie dziś banki mogą na nich całkiem sporo zarobić skoro przeciętny nowy kredyt kosztuje wspomniane wyżej 2,9 proc.,, a roczna lokata kosztuje bank jedynie 0,15 proc. – czytamy w raporcie.

Rekordy na budowach

Eksperci analizują także sytuację budownictwa mieszkaniowego (na podstawie wskaźników zebranych w ramach subindeksu sektora budownictwa). Jego najnowszy odczyt wynosi 0,761. Jeszcze trzy miesiące temu było to 0,794, a rok temu (w trzecim kwartale 2019 roku) subindeks przyjął wartość 0,832. - Wtedy rekordowa skala inwestycji prowadzonych przez deweloperów powodowała wzrosty cen ziemi, materiałów i robocizny. Dziś presja ta trochę zmalała, co jednak nie znaczy, że koszt budowy mieszkań spadł. Raczej możemy mówić jedynie o mniejszej presji na wzrost cen – tłumaczą analitycy. Od stycznia do października deweloperzy zaczęli budować ponad 105 tys. mieszkań. To o 10 proc. mniej niż przez dziesięć miesięcy rekordowego 2019 roku.

- To niewielki spadek biorąc pod uwagę tegoroczne zawirowania. Problemy szczególnie mocno były widoczne na wiosnę. W kwietniu i maju deweloperzy rozpoczynali budowy prawie o połowę mniej mieszkań niż w analogicznych miesiącach 2019 roku. Niedługo trzeba było jednak czekać na poprawę tych wyników. We wrześniu deweloperzy rozpoczęli najwięcej nowych budów w historii – podaje HRE Think Tank. - Okazało się bowiem, że Polacy widząc wcześniej wspomniane niemal zerowe oprocentowanie lokat czy obligacji skarbowych, przyzwoitą rentowność wynajmu i wzmożoną inflację wybrali rynek mieszkaniowy jako ten dający kapitałowi bezpieczeństwo. W efekcie deweloperzy zostali zmuszeni do uzupełniania ofert dostępnych w biurach sprzedaży, bo kupujący szybko uszczuplali zasoby nowych mieszkań.

Nieruchomości
Inżynier, który lubi nieruchomości, rowerowe wycieczki i gotowanie
Nieruchomości
Fundusz Enterprise Investors znów inwestuje w producenta domów prefabrykowanych
Nieruchomości
7R sprzedaje pięć obiektów za ponad 150 mln euro
Nieruchomości
Towarowa Towers. Wieże na warszawskiej Woli już gotowe
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Nieruchomości
Vendo Park otwiera się w Kostrzynie nad Odrą
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku