Jednak pieniądze szczęścia Beyoncé by nie dały, gdyby nie jej wspaniały głos, taneczny talent i sympatyczne relacje z fanami, których zaprasza na dwuipółgodzinne widowisko nowego typu. Rozpoczęło się, gdy na wielkim telebimie w stylu amerykańskiego technicoloru odświeżonego w cyfrowych realiach pojawił się półnagi portret artystki. Z głównej sceny w widownię na płycie stadionu zbudowany był wybieg prowadzący do okrągłego podestu, w środku którego ulokowali się wierni lub słynni fani. We wtorek bawili się m.in. Spider-Man Tom Holland i Zendaya.
Tuż obok vipowskiego sektora po lewej stronie sceny Beyoncé usiadła na klapie fortepianu, z akompaniamentem którego śpiewała kameralnie niczym w klubie. Za miejsca tuż obok trzeba było zapłacić kilkanaście tysięcy złotych, ale czego się nie robi, żeby skorzystać z baru, gdy Beyoncé jest na wyciągnięcie ręki. A jednocześnie było spektakularnie. Za wokalistką wiła się grupa tancerek i chórzystek w srebrnych kostiumach w wewnętrznej części telebimu na srebrzystych schodach, jakich nie ma nawet w Las Vegas.
Czytaj więcej
„Dangerously in Love” Destiny’s Child, z którymi Beyonce debiutowała, rozpoczął jej warszawski show we wtorek. Również w środę fanów czeka bezprecedensowa orgia hitów, tańca, mody, efektów specjalnych. Przynoszą ok. 7 mln dolarów wpływów co noc.
Show podzielony został na akty. Na pierwszy, powitalny złożyły się m.in. „I’m Goin’ Down” z repertuaru Mary J. Blige i „River Deep – Mountain High”, hołd dla Tiny Turner. Potem nastąpiła druga, współczesna część „Renaissance”.
Odsunęła się żelazna krata, a Beyoncé pojawiła się w srebrnym kostiumie-zbroi, w otoczeniu tancerzy, wcześniej asystowana przez roboty.