Kolińska, autorka poczytnych biografii wielu polskich pisarzy kreśli portret artysty osobnego, wywodzącego się ze sfer ziemiańskich, o inteligenckich korzeniach. Jerzy Szaniawski urodził się w 10 lutego 1886 r. w rodzinnym dworku w Zegrzynku, nad niespokojnym zakolem rzeki Narew, pustoszącej okolicę częstymi powodziami. Od dziecka był więc za pan brat z potęgami natury, co znalazło wyraz w jego twórczości.
Choć kończył gimnazjum w Warszawie i był na studiach rolniczych w Lozannie, nigdy nie przekonał się do miasta. Zaszył się w rodzinnym majątku, unikając kontaktów z ludźmi. Rzadko bywał nawet na premierach własnych sztuk.
Po wybuchu II wojny i zajęciu dworku przez Niemców, Szaniawski przeniósł się do Warszawy. Działał w ruchu oporu. Nie uniknął aresztowania w 1944 r. „Nieudokumentowana pogłoska mówi, że jakiś Niemiec, ponoć teatroman »pracujący« na Pawiaku, przyczynił się po kilku miesiącach, tuż przed powstaniem, do uwolnienia pisarza” — pisze Kolińska.
Po wojnie Szaniawski długo nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nie umiał pisać produkcyjniaków, z okrojonej po reformie rolnej rodzinnej posiadłości ludowe państwo zdzierało z niego, jako kułaka, paskarskie podatki. Wprawdzie redaktor Marian Eile, szef tygodnika „Przekrój”, drukował mu kolejne „Opowiadania profesora Tutki”, ale honoraria ledwo starczały na bardzo skromne życie.
Gospodarz dworku w Zegrzynku miał szczęście do inteligentnych, a zarazem pięknych kobiet. Nie radził sobie jednak z właściwym adresowaniem uczuć. Włoszce z pochodzenia, Carlotcie Bologni, aktorce przedwojennych polskich filmów i malarce, zaproponował, aby została z nim na zawsze. Źle trafił, ale artystka utrzymywała z nim przyjazne kontakty do kresu jego dni. Wanda, zwana Dunią, była wraz z ojcem, Bolesławem Leśmianem tak często zapraszana do Zegrzynka, iż w końcu poeta „z trudem wykrztusił, że przykrą jest dla kobiety rola wiecznej narzeczonej”. I jego przyjazdy z córką ustały.