Sekrety milczka z Zegrzynka

Książkę Krystyny Kolińskiej „Szaniawski. Zawsze tajemniczy” — wnikliwą, udokumentowaną biografię dramatopisarza — czyta się jak kryminał. Aż trudno uwierzyć, że ten subtelny twórca, zasłużenie cieszący się opinią „milczka z Zegrzynka”, miał tak burzliwe przejścia.

Publikacja: 29.06.2009 04:23

Krystyna Kolińska „Szaniawski. Zawsze tajemniczy”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.

Krystyna Kolińska „Szaniawski. Zawsze tajemniczy”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.

Foto: Fotorzepa

Kolińska, autorka poczytnych biografii wielu polskich pisarzy kreśli portret artysty osobnego, wywodzącego się ze sfer ziemiańskich, o inteligenckich korzeniach. Jerzy Szaniawski urodził się w 10 lutego 1886 r. w rodzinnym dworku w Zegrzynku, nad niespokojnym zakolem rzeki Narew, pustoszącej okolicę częstymi powodziami. Od dziecka był więc za pan brat z potęgami natury, co znalazło wyraz w jego twórczości.

Choć kończył gimnazjum w Warszawie i był na studiach rolniczych w Lozannie, nigdy nie przekonał się do miasta. Zaszył się w rodzinnym majątku, unikając kontaktów z ludźmi. Rzadko bywał nawet na premierach własnych sztuk.

Po wybuchu II wojny i zajęciu dworku przez Niemców, Szaniawski przeniósł się do Warszawy. Działał w ruchu oporu. Nie uniknął aresztowania w 1944 r. „Nieudokumentowana pogłoska mówi, że jakiś Niemiec, ponoć teatroman »pracujący« na Pawiaku, przyczynił się po kilku miesiącach, tuż przed powstaniem, do uwolnienia pisarza” — pisze Kolińska.

Po wojnie Szaniawski długo nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nie umiał pisać produkcyjniaków, z okrojonej po reformie rolnej rodzinnej posiadłości ludowe państwo zdzierało z niego, jako kułaka, paskarskie podatki. Wprawdzie redaktor Marian Eile, szef tygodnika „Przekrój”, drukował mu kolejne „Opowiadania profesora Tutki”, ale honoraria ledwo starczały na bardzo skromne życie.

Gospodarz dworku w Zegrzynku miał szczęście do inteligentnych, a zarazem pięknych kobiet. Nie radził sobie jednak z właściwym adresowaniem uczuć. Włoszce z pochodzenia, Carlotcie Bologni, aktorce przedwojennych polskich filmów i malarce, zaproponował, aby została z nim na zawsze. Źle trafił, ale artystka utrzymywała z nim przyjazne kontakty do kresu jego dni. Wanda, zwana Dunią, była wraz z ojcem, Bolesławem Leśmianem tak często zapraszana do Zegrzynka, iż w końcu poeta „z trudem wykrztusił, że przykrą jest dla kobiety rola wiecznej narzeczonej”. I jego przyjazdy z córką ustały.

Na dobre zadomowiła się w Zegrzynku natomiast Wanda Natolska, pomocna póki zdrowia starczyło, w prowadzeniu pisarzowi domu. Z dumą donosiła w liście do Carlotty Bologny, jak to podczas oficjalnego jubileuszu Jerzego Szaniawskiego w 1955 r. była „traktowana jak »legalna«” przez najwyższych dostojników od kultury PRL.

Legalna pani Szaniawska pojawiła się, gdy pisarz miał 75 lat i poślubił o 20 lat młodszą malarkę Wandę Anitę Szatkowską. On, który na wieść o planowanym mariażu Zbigniewa Biegańskiego, syna Carlotty, wypowiedział się jednoznacznie: „Szkoda chłopca! Tak się zapowiada, o ile mnie słuchy dochodzą, na bardzo zdolnego jegomościa, a już pożycie małżeńskie poniekąd wykoleja”.

Zanotowała to w 1955 r. Natolska. Nie żyła już, gdy w listopadzie 1961 r. sędziwy pisarz brał ślub z Van Anitą — jak się podpisywała — Szatkowską. Szalona mitomanka zawróciła pisarzowi w głowie, pozując na postać z jego sztuk — na poły rzeczywistą, na poły nierealną.

Trudno dziś dociec, jak naprawdę wyglądało jego życie z niezrównoważoną psychicznie kobietą. Sąsiedzi nazywali ją Złą Panią na Zegrzynku. Uważali, że usidliła męża obłąkańczą miłością, znęcając się nad nim psychicznie i fizycznie, głodząc i zamykając w komórce. Na wyraźne życzenie żony lekarze wypisali Szaniawskiego ze szpitala, do którego trafił w 1969 r. z udarem mózgu. Odtąd w pokoju podnajętym u obcej rodziny w Warszawie Van Anita „leczyła” go, karmiąc np. rozpuszczonym gipsem.

Po śmierci pisarza 16 marca 1970 r. wdowa szybko zdewastowała dworek męża w Zegrzynku, wreszcie strawił go pożar. W płomieniach zginęło wtedy dwóch młodych mężczyzn, których kobieta uprzednio zaprosiła, po czym zamknęła na klucz, rojąc, że chcą ją okraść. Trafiła do zakładu psychiatrycznego w Tworkach, skąd uciekła. Ostatecznie znalazła się w Domu Opieki w Krakowie, gdzie zmarła w 1991 r. Wielką zaletą książki Krystyny Kolińskiej jest znakomite oddanie realiów epoki. Czyni to jej szkic o życiu i twórczości autora „Żeglarza” tym bardziej bliskim i zrozumiałym. Szczególnie pasjonującym dla czytelnika, który opisywanych czasów nie zna z autopsji.

[ramka]Krystyna Kolińska „Szaniawski. Zawsze tajemniczy”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.[/ramka]

Kolińska, autorka poczytnych biografii wielu polskich pisarzy kreśli portret artysty osobnego, wywodzącego się ze sfer ziemiańskich, o inteligenckich korzeniach. Jerzy Szaniawski urodził się w 10 lutego 1886 r. w rodzinnym dworku w Zegrzynku, nad niespokojnym zakolem rzeki Narew, pustoszącej okolicę częstymi powodziami. Od dziecka był więc za pan brat z potęgami natury, co znalazło wyraz w jego twórczości.

Choć kończył gimnazjum w Warszawie i był na studiach rolniczych w Lozannie, nigdy nie przekonał się do miasta. Zaszył się w rodzinnym majątku, unikając kontaktów z ludźmi. Rzadko bywał nawet na premierach własnych sztuk.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Literatura
Siekiera w roli głównej: „Idzie wojna, Idzie krwawa rzeź”
Literatura
Niezbyt przyjemne tajemnice rosyjskich imigrantów. Druga kadencja Busha i Trump
Literatura
Wojna w Ukrainie według Szczepana Twardocha: Żaden diament, sam popiół zostanie
Literatura
Tajemnica zamachu na prezydenta we Lwowie. Nagroda dla Grzegorza Gaudena
Literatura
Jak Einstein bronił Skłodowską-Curie przed „gadami" i „bredniami"
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń