W świecie samych swoich

Andrzej Mularczyk napisał świetną powieść o Kresach, skąd wywodzą się bohaterowie "Samych swoich" – pisze Bartosz Marzec

Publikacja: 23.05.2011 18:38

Andrzeja Mularczyka mówi o dziejowych burzach i tęsknocie za utraconym domem

Andrzeja Mularczyka mówi o dziejowych burzach i tęsknocie za utraconym domem

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Bohaterem książki, która do sprzedaży trafi 8 czerwca, jest Jaśko, w podolskiej wsi Krużewniki – z racji pokraśniałych policzków – zwany Kohutem. Bezlitosny hardabas, czyli człowiek pamiętliwy i zawzięty, który w obronie swojej ziemi byłby skłonny wojować z samym Panem Bogiem. To właśnie Jaśko, trzymając w ręku obrzyna, wypowiedział nieśmiertelną myśl: "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie".

W "Każdy żyje jak umie" Andrzej Mularczyk opisuje historie, które zainspirowały go do stworzenia scenariusza słynnej komedii. Powieść mówi także o polskim losie, dziejowych burzach i tęsknocie za bezpowrotnie utraconym domem. To także rzecz o literaturze, która potrafi rzeczywistość przemienić w baśń.

 

– Pisarza kształtują geny pamięci przekazane przez najbliższych – powiedział "Rz" Andrzej Mularczyk. – Po raz pierwszy po rodzinne opowieści sięgałem za sprawą mego ojca podpułkownika Józefa Mularczyka, ostatniego dowódcy 2. Pułku Strzelców Konnych z Hrubieszowa, który podczas kampanii wrześniowej walczył pod Mokrą i Kamieńskiem. 25 lat po wojnie przyniosłem ojcu do szpitala książkę generała Juliusza Rómmla. Ojciec znalazł w niej informację o przyznaniu mu za pierwsze dni walk Krzyża Kawalerskiego Virtuti Militari. Dodatkowo otrzymał prawo do odznaczenia dziesięciu wybranych przez siebie żołnierzy. Rozłożył bezradnie ręce: "I co ja mam teraz zrobić? Jak odnaleźć strzelców, których bym wtedy wyróżnił?". W zastępstwie ojca ruszyłem w podróż po wschodnich rubieżach kraju, mobilizując weteranów z 1939 r. Najpierw zrobiłem z tego reportaż radiowy, później wydałem książkę "Co się komu śni" zawierającą reportaż "Dziesięć krzyży dla seledynowo-amarantowych". Tekst przeniesiono na ekran jako "Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni...". Po raz drugi do rodzinnych dziejów wróciłem dzięki stryjowi Janowi, który w powieści występuje jako Jaśko Kohut.

Andrzej Mularczyk poznał go w 1945 r. na Ziemiach Odzyskanych, w Tymowej. Jan w ciągu swego życia napisał może jeden list, ale pisarzem był całą gębą, bo słowem potrafił namalować wielką epopeję o ludziach wygnanych z rodzinnego Podola. Był jak Noe, którego potop rzucił na obcą ziemię.

– Miałem wtedy zaledwie  15 lat, ale narracja stryja mnie oczarowała – wspomina Mularczyk. – Wyciągnąłem zeszyt i zacząłem notować, choć, rzecz jasna, nie wiedziałem, co z tego wyniknie.

Najpierw powstała komedia "Sami swoi" (1967), później kontynuacje: "Nie ma mocnych" (1974) oraz "Kochaj albo rzuć" (1977). O nich pisarz wypowiada się z rezerwą:

– Czwarte prawo Mularczyka mówi, że powtórzenie tego samego z tymi samymi nie jest tym samym.

Na podstawie scenariuszy Mularczyk opublikował trzy tomy prozy. W radiu mistrzowsko czytał ją Gustaw Lutkiewicz.

– Niedawno pewne wydawnictwo obiecało mi wznowienie nagrania w formie audiobooka – mówi Mularczyk. – Warunkiem było napisanie kilkudziesięciostronicowej książeczki o tym, skąd wzięli się moi bohaterowie. Któregoś dnia przystąpiłem do pracy i zatrzymałem się na stronie 381. A przecież gdybym chciał wykorzystać wszystkie opowieści stryja Jana, skończyłoby się na dziesięciotomowym dziele.

Akcja pięknie zrytmizowanej i misternie skonstruowanej powieści rozgrywa się w czasie, gdy przez Podole przetoczyło się – zgodnie z obliczeniami Kohuta – "pięć wojen światowych, tych z sąsiadami nie licząc". Najgorszymi wrogami Jaśka byli mieszkający za płotem Denderysowie. "Jak ty posłuchasz, jakie my tam hańdry-mańdry między sobą wiedli – mówi narratorowi Kohut – tak raz zaśmiejesz sia, drugi raz zapłaczesz, ale na końcu pojmiesz bezlitosną okoliczność losu, że każdy człowiek to wieża Babel, w każdym tysiąc słów, sto języków, i przez to każdy żyje, jak umie, a Pan Bóg płacze, że nas takich stworzył".

Mularczyk posługuje się kresową polszczyzną i czyni to z łatwością. Nie sposób wychwycić fałszywego tonu.

– Mój ojciec wyzbył się wschodnich naleciałości – wyjaśnia autor. – To zapewne sprawa szkoły oficerskiej i długoletniej służby w armii. Mowę rodem z Podola usłyszałem po raz pierwszy od stryja. I we mnie została. Pracując nad książką, zastanawiałem się, jakich słów użyliby w pewnych sytuacjach moi bohaterowie. Otwierałem kolejne szuflady pamięci, w myślach obracałem poszczególne zwroty tak długo, aż nabrałem pewności, że brzmią autentycznie.

Książka Andrzeja Mularczyka to hołd dla Kresów – nieistniejącego już świata wielu narodów, religii i kultur. Wspaniale nakreślona została postać karczmarza Szymche Kajumina, "który w niczym w nie widział kłopotu, bo zawsze powtarzał, że wszystko, co się zdarzyło, to jest pchła wobec tego, co się wydarzy".

– Nigdy nie pojechałem w rodzinne strony, choć krewni namawiali mnie wielokrotnie – zastrzega pisarz. – Ale po cóż miałbym tam jechać, skoro dobrze poznałem ten świat? Jan odmalował wszystkie jego barwy, opisał woń trembowelskiego czarnoziemu i te rozpalone sierpniowe popołudnia pośród zastygłych łanów żyta. Dzięki stryjowi stałem się świadkiem dawno wygasłych miłości oraz kłótni, których uczestnicy nie potrafili bez siebie żyć.

Gdy nadeszła repatriacja, wsiedli do pociągu jadącego na zachód. Wagon nakazali odczepić, dopiero gdy na Ziemiach Odzyskanych dostrzegli Mućkę Dendrysów. Wtedy właśnie padły słowa: "Taż na co mi szukać nowych nieprzyjaciół, jak ja starych naszedł? Taż to by było bezlitośnie nie po bożemu...". Od tej sekwencji zaczynają się "Sami swoi".

Andrzej Mularczyk

Każdy żyje jak umie

Świat Książki,  Warszawa 2011

Bohaterem książki, która do sprzedaży trafi 8 czerwca, jest Jaśko, w podolskiej wsi Krużewniki – z racji pokraśniałych policzków – zwany Kohutem. Bezlitosny hardabas, czyli człowiek pamiętliwy i zawzięty, który w obronie swojej ziemi byłby skłonny wojować z samym Panem Bogiem. To właśnie Jaśko, trzymając w ręku obrzyna, wypowiedział nieśmiertelną myśl: "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie".

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa
Literatura
Zamek Sarny. Czy zabytek i flagowe miejsce festiwalu Olgi Tokarczuk zaleją Wody Polskie?