Czas kryzysu zachęca do sięgania po rady tych, którzy znani są z umiejętności zarabiania pieniędzy. A ten stereotyp przypisywany Żydom umiejętnie wykorzystują twórcy książki „Ekonomia w judaizmie", czyli publicysta Filip Memches i jego rozmówca – rabin Szalom Ber Stambler. Tytuł jest tu jednak tylko chwytem marketingowym, gdyż ten skromny tomik skupia się raczej na temacie bogactwa ducha.
Ale skuszeni wizją poznania sposobów na zbicie majątku nie pożałują tej lektury. Dyrektor chasydzkiej wspólnoty Chabad Lubawicz w Polsce jest rozmówcą arcyciekawym, w sposób bardzo przystępny i z humorem przedstawiającym kluczowe dla judaizmu zagadnienia. Filip Memches chwilami dość desperacko próbuje utrzymać się w tematyce ekonomicznej (jak w pytaniu „Poruszamy tu sporo spraw dotyczących pieniędzy. A mawia się, że czas to pieniądz. Jeśli zaś dotykamy kwestii czasu, to warto zwrócić uwagę na kalendarz żydowski"...), obfite dygresje jego rozmówcy są jednak zbyt ciekawe, aby mieć o nie pretensje. Rabin Szalom Ber Stambler opisuje m.in. podział obowiązków w żydowskiej rodzinie („kobieta potrafi w jednej ręce trzymać słuchawkę telefonu, w drugiej niemowlę i jeszcze szykować w tym czasie posiłek. Takie są kobiety"), wypowiada się nawet na temat wegetarianizmu („W Izraelu są tacy, którzy chcą być mili dla zwierząt. Oni chcą być mądrzejsi od Boga. Bo przecież Bóg nie nakazał człowiekowi być wegetarianinem") czy antykoncepcji („Nie chodzi bynajmniej o wzajemne unikanie się w dni płodne... Pożycie małżeńskie jest bowiem bardzo ważne. To obowiązek męża wobec żony").
Memchesowi udało się w lekkiej formie nakreślić zasady funkcjonowania intrygującego, hermetycznego środowiska ortodoksyjnych Żydów. Czytelnicy skuszeni wizją życia według jasnych i konkretnych zasad (choć niekiedy mogą się one wydawać nieco kontrowersyjne – np. wyższość kary niewolnictwa nad karą więzienia) szybko zostają jednak przez rabina Stamblera sprowadzeni na ziemię: ci, którzy nie urodzili się Żydami, o wspólnocie chasydzkiej mogą jedynie poczytać.