Najlepiej zapamiętaną postacią, bynajmniej nie z powodu wywiadowczych sukcesów, była Anna Kuszczenko, znana szerzej pod nazwiskiem Chapman, rudowłosy wamp, która dla zdobycia informacji chętnie sięgała po metody... horyzontalne. Po powrocie do ojczyzny Kuszczenkowa okrzyczana została bohaterką, ofiarą mściwych kapitalistów i zaliczona do stu najbardziej seksownych kobiet w Rosji.
Dmitrij Bystrolotow, tytułowy „Szpieg Stalina", spotkał się z innym przyjęciem, gdy w 1938 roku wrócił, psychicznie wypalony po 17 latach służby zagranicą, do sowieckiego raju. Chciał odpocząć, pójść na urlop, ale okazało się to niemożliwe. Kierownictwo NKWD miało wobec niego inne plany: wpierw zatrudniono go w Wydziale Zagranicznym, potem nieoczekiwanie został szefem biura tłumaczeń Moskiewskiej Izby Handlowej, by niebawem wylądować w więzieniu na Butyrkach. Stamtąd można było albo wyjść w trumnie, albo z wyrokiem.
Bystrolotow dostał 20 lat i skierowanie do Norylłagu, ponad 300 km za północnym kręgiem polarnym. Ostatni przesłuchujący go śledczy skomentował jego powrót do Rosji: „Jesteś głupcem! Wymienić twardą walutę na sowiecką kulę! Miałeś wszystko, a mimo to przywlokłeś się tutaj? Och, co za idiota! Więc zgnij w więzieniu, bezrozumny bydlaku!". Enkawudzista okazał się nieoczekiwanie mądrzejszy od pozornie doświadczonego, inteligentnego szpiega, który wrócił, „bo Rosja to moja ojczyzna".
Emil Draitser, rosyjski dziennikarz, który przed swą emigracją do USA miał okazję poznać Bystrolotowa, przypomina jego barwne życie, starając się równocześnie zarówno dotrzeć do faktów i sprawdzonych źródeł, jak i usunąć pozłotkę, grubą warstwą nałożoną na oficjalny portret „największego szpiega sowieckiej Rosji", jaki po jego śmierci – a jakże! – zaczęto kreować. Bardzo na miejscu będzie tu uwaga Krzysztofa Vargi na temat biografistów: „Biografie powinni pisać ci, dla których obiekt badań emocjonalnie pozostaje nieco obojętnym". A Draitser bardzo się angażuje, jednak portret niespecjalnie mu się udał – owszem, faktów nie brakuje, bohater przenosi się z miejsca na miejsce, pozyskuje współpracowników, przybiera aliasy, uwodzi i zwodzi kobiety, wychodzi z życiem z łagrów i nawet udaje mu się pokonać sowiecką biurokrację, ale Draitser pisze o tym dziwnie sztywno, bez ikry.
„Relata refero", powtarzam to, co mi opowiedziano – dobry biograf może jednak swą opowieść przekazać tak, że czytelnika wciska w fotel. Draitser podsuwa zaś komentarz do zebranych dokumentów, denerwujący tym bardziej, że autor uparł się, by zachowania Bystrolotowa poddawać co i rusz domorosłej psychoanalizie. Nie może bowiem pojąć, jak myślący, inteligentny człowiek mógł uwierzyć w sowiecki mit, mit państwa równości i sprawiedliwości społecznej, dla którego warto było oddać nawet życie, a z pewnością poświęcić rodzinę. Zastanawiający brak zrozumienia u człowieka, który wszak wychował się w ZSRR... Inna sprawa, że ślepy upór bohatera, by „wymienić twardą walutę na sowiecką kulę", jak powiedział mu śledczy, graniczy z bezbrzeżną głupotą – Bystrolotow był świadom tego, co dzieje się w ZSRR, miał aż nadto sygnałów, że spotka go tam raczej piekło, niż raj. A jednak wrócił – po to, by serdecznie tego nowego życia nienawidzić, o czym mówił tylko zaufanym ludziom.