W Czechach trwa ostry lockdown, a pan wydaje płytę. Jak powstawała?
Zdecydowałem się na nią po wielu innych próbach, gdy współpracowałem z orkiestrą filharmoniczną, zespołami rockowymi i kolegami muzykami. Jestem teraz bardziej doświadczony, starszy, sporo wiem o świecie. Dzięki temu mogę świadomie powrócić do początków i znowu być pieśniarzem, który śpiewa tylko z towarzyszeniem gitary. Namawiała mnie do tego też pandemia. Mówiła: teraz jest ten czas. Ludzie potrzebują normalnego, prostego śpiewania, intymnego. Zdecydowałem też, że płyta nie będzie zbiorem przypadkowych piosenek. Przypomina rozsunięty wachlarz. Pieśni są spójne, o rodzinie, przyjaciołach, tych, co odeszli. Teraz napisałem dziesięć i dopasowałem do nich pięć wcześniejszych, których nigdy nie nagrałem.