Z zapowiadających wydawnictwo singli można wywnioskować dwie rzeczy. Po pierwsze, płyta znakomicie wstrzeli się w letni klimat. Po drugie, Tame Impala nadal nie zwalniają tempa.
Nowa pozycja w dyskografii twórców „Lonerism" jest kontrowersyjna. Otóż zespół nieco odchodzi od swojego charakterystycznego brzmienia i poświęca je na rzecz eksperymentów. Na poprzednich dwóch albumach muzycy świetnie filtrowali psychodeliczny rock z lat 70. przez post-indie granie XXI wieku. Natomiast singiel z nadchodzącej płyty „Let it Happen" pokazał, iż lider zespołu Kevin Parker ma ochotę na romans z muzyką pop.
Oczywiście zmiana stylu nie odpowiadała ortodoksyjnym fanom, którzy już z góry spisali najnowszy album formacji na straty. Lecz jednak po piorunującym „Lonerism", który udowodnił, iż wciąż możliwe jest nagranie świetnego gitarowego krążka, oczywiście jeżeli znajdzie się najpierw odpowiednio ciekawą koncepcję.
Materiał promocyjny, czyli single „Let It Happen", „Cause I'm a Man" oraz „Eventually" zapowiadają wydawnictwo, które można w skrócie opisać: "Electric Light Orchestra spotyka Britney Spears" . W zaprezentowanych już utworach tradycja popowego grania wyjęta z lat 80. znajduje dialog z obecnymi trendami w muzyce pop. Lecz jednak gdzieś w tle pobrzmiewają echa "starego" Tame Impala. Perkusja brzmi podejrzanie znajomo. Gitary, mimo iż występują rzadko, przywołują zadziorność „Immerspeaker" i połamaną lirykę „Lonerism".
Wszystko wskazuje na to, że Tame Impala nadal utrzymają swój wysoki poziom wydawniczy. Kevin Parker twierdzi, że nowa płyta jego zespołu opowiada o tym jak zmienną istotą jest człowiek. Pop z zacięciem psychologicznym? Czemu nie. Pozostaje nam liczyć na to, iż zespół z Australii znajdzie czas, aby odwiedzić Polskę podczas najbliższej trasy koncertowej.